Pokazywanie postów oznaczonych etykietą choroby i szkodniki oraz ochrona roślin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą choroby i szkodniki oraz ochrona roślin. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 marca 2023

Kawka w ogrodzie?

 Lubicie pić kawkę w ogrodzie? A czy wasz ogród też lubi kawkę?

Kawę pijam regularnie: codziennie rano. Najchętniej pijałabym w ogrodzie i gdy tylko robi się ciepło, a pogoda jest sprzyjająca, wychodzę z kubkiem kawy na schodek przedogródka. Jest od wschodu więc słońce przyjemnie grzeje. No chyba, że akurat mamy czas upałów, wtedy idę na ławeczkę do zaogródka, bo rano jest tam cień.


wtorek, 30 czerwca 2020

Na ratunek wiciokrzewom

Ostatnio spełniają się moje ogrodowe, żoliborskie marzenia. Potrzebowałam więcej bodziszków korzeniastych i okazało się, że moja znajoma - Ela ma ich aż nadmiar i chętnie się pozbędzie. Zaraz potem siostra obdarowała mnie całym wiadrem barwinków, więc przeprowadziłam kolejną akcję barwinkowania. Już od kilku lat szykujemy się do budowy altany śmietnikowej i wymarzyłam sobie, żeby ją obsadzić zimozielonym wiciokrzewem. Nawet próbowałam w tamtym roku ukorzenić gałązki, ale nic z tego nie wyszło. I nagle na naszym osiedlowym forum napisał sąsiad, że ma do oddania 2 duże wiciokrzewy Henry'ego.



poniedziałek, 1 czerwca 2020

Mączniak na trzmielinie

Powinnam była zauważyć wcześniej, no ale nie zauważyłam. Zwiodła mnie biel obwódek na liściach, zmyliła sucha i ciepła pogoda w kwietniu. Kto by myślał wtedy o chorobach grzybowych? A to właśnie brak opadów i dość wysoka temperatura sprzyjają rozwojowi mączniaka prawdziwego. Widziałam suche listki trzmieliny na trawniku. Najpierw myślałam, że roślina zrzuca przemarznięte liście po zimie. Potem, sądziłam, że to efekt majowego ochłodzenia, ale wciąż znajdowałam nowe. W końcu  przyjrzałam się dokładnie. Niestety mączniak już mocno zaatakował roślinę, Jednak postanowiłam o nią zawalczyć.

niedziela, 6 października 2019

Ratujmy bukszpany

Od tak dawna nie pisałam, że aż mi głupio, ale naprawdę już wielokrotnie zabierałam się i .......... nie kończyłam. Ten post też zaczęłam pisać 2 tygodnie temu. Tym razem jednak skończę, bo to gorący temat w Polsce i wielkie zmartwienie dla ogrodników. Chodzi oczywiście o masową inwazję ćmy bukszpanowej (Cydalima perspectalis), która rozpoczęła się ponad rok temu. Wszystkie fora ogrodnicze zagrzmiały, ogrodnicy wciąż wymieniają się doświadczeniami i spostrzeżeniami, dzielą dobrymi radami.
Na początek ćmy wybrały sobie jeden krzak po środku (czym się kierowały?),
ale sprawdziłam i sąsiednie też są już zaatakowane


wtorek, 23 maja 2017

Szkodniki i powojniki

Jak wolicie: najpierw dobra wiadomość, a potem zła, czy na odwrót? Ja wolę na odwrót. Dlatego na początek szkodniki.
Po pierwsze stonoga murowa. Nie mam zdjęcia, ale możecie o niej poczytać tu. Jak zobaczyłam te robaki, to od razu nabrałam obrzydzenia, skojarzyły mi się z pluskwami. Całą kolonia zagnieździła się w skrzynce z kranikiem do wody. Lubią cień, wilgoć i zbutwiałe resztki roślinne, ale jak tych zabraknie to przerzucają się na rosnące rośliny. Warunki u mnie idealne oprócz tych zbutwiałych części roślinnych, bo ogród ładnie po zimie wysprzątałam. Całą rodzinkę zgarnęłam więc do pojemnika po jogurcie, a potem wylądowały w śmieciach. Myślę, że jak trafią na wysypisko to będzie im bardzo dobrze, bo tam jest dużo różnych resztek gnijących i zbutwiałych.
Po drugie ślimaki, różne ślimaki i skorupkowe, i żarłoczny nagi pomrów. Może nienajlepsze zdjęcia z zeszłego roku, ale jakaś ilustracja zawsze jest.

Że lubią mój ogródek wiem od dawna. To znów stworzenia uwielbiające cień i wilgoć. Nie mam sumienia sypać trutki, ale nie chcę też żeby mi zjadały roślinki. Zdecydowałam się na domową pułapkę. Jutro na noc wyłożę im jakieś łakocie i zobaczymy czy się skuszą. A potem szybciutko wyniosę je hen z ogrodu.
Nie zawsze jestem jednak taka miłościwa. W przypadku trzeciego szkodnika nie ma przebacz, bo inaczej się po prostu nie da. W zeszłym roku śluzownica różana zżarła mi różane pędy. Wyglądało, to wtedy tak. W tym roku szybko zauważyłam pojawiające się wzorki na liściach, ale postanowiłam działać bez środków chemicznych. Na początku wybierałam gąsienniczki ręcznie. Następnego dnia było ich coraz więcj i zdecydowałam się pryskać, ale ekologicznie. Potraktowałam moje róże bardzo dokładnie emulparem. W opisie nigdzie nie jest wymienione wprost, że środek działa na śluzownicę, ale biorąc pod uwagę jak działa, powinien poskutkować. Na pewno o tym napiszę. Udało mi się nawet obfocić robaczka. Ciekawe czy dojrzycie delikwenta.
 

To teraz dobre wieści. Zakwitł kolejny powojnik. Jest przepiękny i niesamowity. Powojnik Guernsey Cream. Popatrzcie na kolejne fazy rozkwitania:


 

I to na tyle. Dobranoc 😊


poniedziałek, 21 listopada 2016

Mleko, woda i tymianek

Sobota nie była ogrodowa. Minęła pod znakiem deszczu i protestów przeciw kolejnej "dobrej zmianie". Jakimi epitetami tym razem zostaną obrzuceni manifestanci przez władzę i zwolenników partii rządzącej?
Zostawmy politykę i wróćmy do ogrodów.
W ogrodzie w niedzielę zmian nie czyniłam jedynie pielęgnowałam, to co jest.
Moi sąsiedzi wzdłuż naszego wspólnego ogrodzenia posadzili bluszcz. Na początku wcale nie byłam zachwycona, ale szczelnie obrósł barierkę, porządnie się zagęścił i naprawdę wygląda ładnie. Niedawno zostali rodzicami i mają na głowie całkiem inne sprawy, a na bluszczu tymczasem świetnie się miewają mszyce i wciornastki. Jakiś czas temu wynalazłam na forum przepis na ekologiczny preparat do oprysków przeciw mszycom.  Postanowiłam wypróbować:
1/2 litra mleka
1/2 litra wody
kilka kropel naturalnego olejku tymiakowego
kilka propel naturalnego olejku z drzewa herbacianego
kilka kropel Ludwika

bluszcz z daleka wygląda bujnie i zdrowo, z bliska już gorzej

to chyba wciornastki
tu na pewno mszyce

Na zdjęciach widać białe kropelki mleka. Czy zadziałało? Jeszcze nie wiem. Rano nie mam czasu sprawdzić, a gdy wracam po pracy już ciemna noc.

Wracając do wciornastków - czy nie ładna nazwa jak na tak dokuczliwe szkodniki. Podobnie jak przędziorki. Gdy już całkiem popadłam w ogrodnictwo i zaczęłam "rzucać" nazwami, dziecko od razu podchwyciło co ciekawsze i na drzwniach swojej biblioteczki wypisało takie hasło:


Może dzięki szkodnikom złapie ogrodowego bakcyla. 😉

wtorek, 30 sierpnia 2016

Jak nie urok to sraczka

Tytuł dzisiejszego posta to ulubione powiedzonko mojej Babci na niesprzyjające koleje losu. Urodzona tuż po I wojnie światowej, poszła do pracy mając 14 lat. Jako młoda mężatka w trakcie wielkiego kryzysu straciła prawie wszystkie oszczędności zgromadzone na zakup domu, przeszła niedole wojenne nosząc na własnych plecach kilkanaście kilometrów worki ziemniaków i brukwi dla swoich urodzonych w czas wojny córek. Tuż po wojnie złapali z mężem oddech prowadząc pasmanterię i zdołali w końcu kupić upragniony dom, w którym nigdy nie zamieszkali, bo nowe socjalistyczne władze umieściły tam lokatorów, a oni 5-osobową rodziną wciąż mieszkali w pokoju z kuchnią w cudzej kamienicy. Mimo wszystko zawsze była uśmiechnięta, gościnna i ciepła.
Wracając do meritum. Ledwo odtrąbić mogę umiarkowany sukces walki z opuchlakami (w rundzie trzeciej zaogródek prezentuje się nie tak źle choć pojedyncze opuchlaki jeszcze się pałętają z rana, a w przedogródku przy ostatnich opuchlakowych łowach było już tylko 8 szkodników), to pojawia się kolejna plaga.
Moja piękna róża została zaatakowana przez śluzownicę różaną. Wszystkie liście podziurawione, a niektóre całkiem wyżarte. W zeszłym roku, gdy pojawiły się pierwsze niepokojące objawy przejrzałam listek po listku usuwając małe zielone gąsieniczki, a zimą oberwałam własnoręcznie liście, bo róża zrzucić ich nie chciała. W tym roku dostała przyspieszenia, tak wystrzelila w górę i na boki, że nie dałam już rady. Musiałabym mieć chyba zbroję rycerską, biorąc pod uwagę jak ostre kolce ma moja Westerland. Wygląda teraz tak:




No cóż musiałam zastosowac chemię. Środków systemicznych już w sklepie prawie nie ma, ale na szczęście moja siostra ma jeszcze stare zapasy. Zgodziła się ze mną podzielić, pod warunkiem że zwrócę jej pozostały preparat. Wieczorową porą róża została dokładnie opryskana. Problem w tym, że larwy zimują pod krzewem i atakują w kolejnym roku. Jak je zniszczyć? Nie mam pojęcia. Może przygotuję roztwór ze środka owadobójczego i po prostu podleję. Mój dziadek powiedziałby, że to "jak kijkiem rzeźbić w gównie".

sobota, 27 sierpnia 2016

Czarna polewka

Mimozami jesień się zaczyna, a lato kończy wrotyczem. Zażółciło się od wrotyczu 3 tygodnie temu. A wrotycz to w Warszawie nie lada rarytas. Wcale nie tak łatwo go znaleźć. Jednak tuż obok mojej pracy rośnie wspaniały łan. Pomyślałam, że dobrze byłoby w powrotnej drodze do domu nazrywać go trochę. Myślałam, myślałam i wrotycz już prawie przekwitł.


Jego miejsce zajęła nawłoć czyli dawna mimoza. Piękne żółte łany rozciągają się wzdłuż linii kolejowej, którą jedzie mój pociąg.


Ostatecznie przerażona wizją braku wrotyczu już idąc do pracy zrywam ładny bukiet i z pękiem polnych kwiatów niczym wiejskie dziewczę wkraczam do biura, ustawiam w wazonie na parapecie.


Potem już w domu tnę go na malutkie kawałki, zalewam wodą na dobę a potem gotuję na wolnym ogniu (nie mam ognia ale "na małej indukcji" dziwnie brzmi) i czarna polewka na opuchlaki już gotowa.

Zlewam do butelek i pod koniec września podleję ogródek.

środa, 3 sierpnia 2016

Wojna trwa - 3 runda

Rozpoznanie wroga: Opuchlak (Otiorhynchus) - owad z rzędu chrząszczy czyniący znaczne szkody w ogrodnictwie, rolnictwie i leśnictwie. Dorosłe owady żywią się liśćmi wyżerając charakterystyczne zatoki w blaszce liściowej, larwy natomiast wyżerają korzenie.
Miejsce wojny: mój ogródek (niestety), ogródki sąsiadów i cały nasz ogród osiedlowy

Runda 1 (sezon 2014)
W pierwszej rundzie zasosowałam naturalne preparaty roślinne czyli wywar z wrotyczu. Na mojej kuchence pykała w starym białym  garnku brunatna maź woniejąca ziołowo, potem przecedzałam tę breję przez gazę, rozlewałam w butelki by na końcu systematycznie rozcieńczać, opryskiwać i podlewać.
Efekt niestety okazał się mizerny. Chociaż rośliny przetrwały i żadna z nich nie straciła swoich korzeni, to opuchlaków w następnym roku było zatrzęsienie. Trudno ocenić czy wrotyczowe wywary nie działały czy też siła rażenia przeciwnika była tak duża. Skutków ubocznych na szczęście nie było.

Runda 2 (sezon 2015)
Tym razem na początku zastosowałam chemię (oprysk środkami owadobójczymi), pod koniec lata broń biologiczną (zakupione larwy nicieni zostały zaaplikowane do gruntu w moich ogródkach, a pozostała resztka również pod żywopłot osiedlowy przy ogrodzeniu zaogródka), a późną jesienią dodatkowo podlałam ogródek wrotyczem.
Efekt: sytuacja w zaogródku znacznie się poprawiła, co nie znaczy że nie ma opuchlaków. Są, ale raczej pojedyncze sztuki. Natomiast w przedogródku zmasowany atak opuchlaków trwa, choć i tu jest ich jakby mniej. Przynajmniej nie łażą po oknach i ścianach. Skutki uboczne niestety też były. Na niektórych roślinach pojawiła się guzowatość korzeni i mam podejrzenie, że nicienie się do tego przyczyniły.

Runda 3 (sezon 2016)
Postanowiłam działać globalnie. Ograniczenie się do mojego ogródka nic nie pomoże, bo te cholery napływają z zewnątrz. Na początek podobnie jak w zeszłym roku zastosowałam opryski środkiem owadobójczym. Obecnie jestem na etapie usuwania szkodników w sposób mechaniczny. Kilka razy w tygodniu wychodzę wieczorem na łowy z białą płachtą. Rozkładam ją pod krzakami i trzącham, a opuchlaki jak ulęgałki na nią spadają. Obchodzę tak wszystkie krzaki z żywopłotu wzdłuż ogrodzenia zaogródka i przedogródka. Przy okazji mogę poczynić obserwacje socjologiczne. Ewidentnie moje zachowanie  intryguje sąsiadów, ale wszyscy patrzą, pukają się w czoło, a nikt nie zapyta.
Metoda strząsania bardzo się sprawdza, bo opuchlaki w przypadku niebezpieczeństwa udają martwe i spadają prosto na moją płachtę. W ten sposób w ciągu jednych łowów jestem w stanie zebrać więcej chrzaszczy niż w zeszłym roku przez tydzień (choć było ich zatrzęsienie).
Myślę, żeby pod koniec sierpnia jednak zakupić jeszcze raz nicienie, ale tym razem potraktuję nimi właśnie sąsiadujące rabaty osiedlowe. Mój ogródek zleję za to porządnie wrotyczem.


Przyłapane opuchlaki, zgadnijcie co robią ? Oczywiście rozmnażają się!


Wygryziona irga z żywopłotu przy moim ogródku






środa, 13 kwietnia 2016

Żarłoczny potwór znów grasuje w ogrodzie :)

Z przykrością informuję, że sezon opuchlaków został rozpoczęty. Dziś na moich dopiero co wypuszczających listki irysach znalazłam pierwszego w tym sezonie opuchlaka.
Oto dowód:


O moich zeszłorocznych zmaganiach już pisałam, a teraz znów nie wygląda to różowo.
Skoro w zeszłym roku opuchlaki pojawiły się w czerwcu, by zaatakować masowo, to co będzie w tym roku?

niedziela, 6 marca 2016

Choróbsko - guzowatość korzeni

Choróbsko ohydne się przyplątało do mojej borówki. Nie dość że wstrętnie wygląda, to jeszcze ma wstrętny charakter. Nijak nie da się z nim rozprawić. Żeby się go pozbyć muszę się pozbyć mojej borówki :(
W ostatni weekend robiłam przedwiosenny przegląd ogródka i zauważyłam bulwiaste narośla na szyjce korzeniowej. Obfotografowałam i zaczęłam robić research internetowy. 

Diagnoza – guzowatość korzeni wywołana bakterią Agrobacterium tumefaciens, choroba w zasadzie niezwalczalna. Miałam jeszcze nadzieję więc poradziłam się mądrych ludzi na forum ogrodowym. Niestety diagnoza potwierdzona i zalecony sposób postępowania. Zarażona borówka była kupiona, gdzie indziej niż pozostałe i wszystko wskazuje, że zainfekowana była roślina, a nie podłoże.
Co zrobiłam:
  • usunęłam ściółkę spod chorej borówki, ściółka została zapakowana do wora i wyrzucona
  • okopałam moją borówkę, podważyłam i wraz z całą bryłą korzeniową zapakowałam do worka po torfie i wyrzuciłam


  • usunęłam okoliczne podłoże najwięcej jak się dało

  • odkaziłam narzędzia i wyrzuciłam rękawice ogrodowe (były już mocno zużyte i nie warto było je dezynfekować)

  • dół po borówce zasypałam nową ziemią (torf kwaśny wymieszany z ziemią ogrodową)

  • wysypałam nową korę,

  • zrobiłam dokładny przegląd pozostałych borówek, wyglądają na zdrowe




Czeka mnie jeszcze przygotowanie „herbatki tymiankowej” do dodatkowego odkażenia, którą zaaplikuję na wiosnę przed sadzeniem nowej borówki. I będę czekać, patrzeć, obserwować, chuchać i dmuchać. :)

niedziela, 10 stycznia 2016

Na przegranej pozycji czyli nierówna walka z opuchlakami

Sierpień 2014: O rany co się stało z moją trzmieliną!!!! Dlaczego młode pędy wyglądają jak kikuty? Gdzie się podziały listki? Na szczęście jest net, są fora ogrodnicze, mnóstwo ludzi którzy się znają na choróbskach roślinnych. Hm, opuchlaki lubią wcinać młode listki trzmieliny. Co zacz? Poczytałam, przeraziłam się, rozejrzałam się i znalazłam opuchlaka, który próbował mi się wedrzeć do domu. Złudzeń już nie było. Był na szczęście sklep zielarski, gdzie można było nabyć wrotycz, jeden z garnków został oddelegowany do pracy przy gotowaniu wywarów wrotyczowych i zaczęło się wielkie wrześniowe podlewanie. Podlewanie zostało powtórzone wiosną i wydawało mi się, że mogę spać spokojnie.
Przeszedł kwiecień i maj spokojnie, a w czerwcu rozpętało się opuchlakowe piekło: trzmielina zjedzona, w różanecznikach dziury, z listków hortensji ostały się ogryzki, zresztą dziury były w liściach borówek, na funkii, na hortensji, wszędzie. Opuchlaki też były wszędzie. Codziennie rano i wieczorem ze słoikiem w dłoni urządzałam polowania, pryskaniu wywarem z wrotyczu nie pomagało, ale odkryłam że one nie wychodzą z mojego ogródka tylko do niego wchodzą. Były wszędzie na całym osiedlowym terenie. Więc to może nie ja niechcący je przywlokłam, bo przecież nie kupowałam”dziurawych” roślin tylko zostały przywleczone z roślinami sadzonymi w naszym wspólnotowym ogrodzie? Przynajmniej kamień z serca mi spadł i pozbyłam się poczucia winy. Zaczęła się akcja edukacyjna. Najpierw rozpoznanie po sąsiadach ogródkowych czy nic im nie wcina roślinek. Na początku same zaprzeczenia, ale zaczęło się przeglądanie ogródkowego inwentarza i po kilku dniach diagnoza: tak problem jest wszędzie. Zresztą opuchlaki zbezczelniały: wieczorem oblepiały ściany przy wejściu do klatek schodowych, łaziły po oknach i włóczyły się po chodnikach. Uderzyliśmy do zarządu wspólnoty – trzeba działać. No i niestety trafiamy na mur, bo kasa wspólnotowa jest pusta, a terenu do opryskiwania całkiem sporo. Zarząd jeszcze liczy na to, że przyjdzie mroźna zima i wykończy wszystkie opuchlaki. Ja już poczytałam i wiem, że zanim sroga zima wykończy opuchlaki, to prędzej wykończy rośliny, a najprędzej to larwy wykończą ogród nie zważając na mróz i zimno. Tak więc zespół wespół z sąsiadką Julią zakupiłyśmy nicienie i podlałyśmy nasze ogródki. Teraz zdarza mi się przy przesadzaniu trafić na zbrązowiałą larwę i zastanawiam się co dalej? Może jakiś mur, płotek pleciony z wrotyczu, co jeszcze???
hortensja bardzo smakowała opuchlakom


 dziury w różaneczniku


wygryziona trzmielina