sobota, 30 lipca 2016

Eksperyment nr 1 - Madame Magellańska

Ta fuksja „chodziła” za mną już od dawna. Fuksje zachwycają mnie niezmiennie odkąd pierwszy raz zobaczyłam je u cioci Krysi. Nie mam jednak sił do roślin, które trzeba na zimę przenosić do budynku. Nie mam też za bardzo miejsca, gdzie takie rośliny przechowywać. Więc gdy odkryłam, że są fuksje magellańskie podobno zimujące zdecydowałam się na zakup. Najbardziej popularna i dostępna odmiana Riccartoni nie spodobała mi się. Wybór padł na fuksję magellańską alba. To było na wiosnę 2015r. Tę odmianę znalazłam jedynie w sklepie internetowym, który mi już podpadł przysyłając bardzo marnej jakości rośliny więc zrezygnowałam. W końcu przypadkiem w listopadzie znalazłam w ofercie odmianę Madame Cornelissen i od razu się w niej zakochałam. Nawet długo się nie zastanawiałam i w listopadzie fuksja do mnie dojechała. Bałam się jednak wysadzać ją tak późno. Pierwsze zimowanie więc odbyło się w doniczce na klatce schodowej. 


W marcu fuksja została przycięta i pod koniec miesiąca zaczęłam ją hartować. W końcu w kwietniu powędrowała do ogródka. Rosła tam sobie cichutko w kąciku prawie niezauważona. Przyćmiły ją kwitnące róże, a potem liliowce. Róża i liliowce przekwitły, a wówczas pokazała na co ją stać.




Jeszcze przed nią największe wyzwanie - przetrwać zimę.

środa, 20 lipca 2016

Julia i ja

Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta piosenkę Zdzisławy Sośnickiej "Julia i ja". Jakoś nie jestem fanką Zdzisławy Sośnickiej, ale gdzieś tam w zakamarkach dzieciństwa ta piosenka drzemała i przyszła mi na myśl od razu, gdy postanowiłam napisać o mojej znajomości z Julią.
Nawiasem mówiąc właśnie dzisiaj przeczytałam o czym naprawdę jest ta piosenka: o planecie wróżek-wampirzyc, które przez całą noc szykują cuda na kolejny dzień, a zapłatą jest kropelka krwi.
Wracając do tematu. Poznałam Julię około 2,5 roku temu.
Umowa na zakup nowego mieszkania z upragnionym ogródkiem była już podpisana, podpisana była też umowa z bankiem na niebotycznie wysoki kredyt i czym prędzej musiałam sprzedać stare lokum. Co prawda z oddaniem mieszkania był lekki poślizg, ale i tak miało to wkrótce nastąpić więc czas przeprowadzki był już bliski. Bywało, że jednego dnia przychodziło kilku potencjalnych kupców. W taki właśnie zimowy dzień przyszła Julia. Sympatyczna dziewczyna, pooglądała, podopytywała i w końcu wyznała, że najbardziej to ona by chciała mieć mieszkanie z ogródkiem. Nadstawiłam ucha, toż przecież takie mieszkanie kupowałam. Wtedy Julia zaczęła narzekać na developera, bo okazało się że mieszkanie już kupiła, ale budowa się przeciąga. Ponadto chciała zamienić na dostępne mieszkanie w tej samej inwestycji, ale z większym ogródkiem i developer nie chce się zgodzić. Ma już dość utarczek z nim i zastanawia się czy nie rozwiązać umowy ze względu na opóźnienie i nie kupić innego mieszkania. A może ja przypadkiem słyszałam o takiej nowej inwestycji na Woli?
Oczywiście, słyszałam, bo to było moje osiedle. Uśmiałyśmy się obie, od razu wyciągnęłam plany osiedla, projekty mieszkań, zaczęłyśmy oglądać, porównywać i bardzo miło nam się rozmawiało.
Pół roku później spotkałyśmy się już na Woli. Julii udało się zamienić mieszkanie, ma piękny duży ogródek (2 razy większy niż mój), oba nasze ogródki wychodzą na to samo patio więc przełazimy przez płoty i odwiedzamy się. Oczywiście gadamy o ogródkach, wymieniamy sadzonkami, wspólnie walczymy z opuchlakami. Czasem po prostu machamy sobie z daleka. Zauważyłyśmy, że zawsze nam się bardziej podoba ogródek tej drugiej:)
Julia ma możliwość podziwiać swoje rośliny z poziomu "0". Taki piękny widok na ogród Julii mają Ci, którzy do garażu podziemnego schodzą piechotą i wcale nie muszą za ten cudny widok płacić kropelką krwi.


sobota, 16 lipca 2016

Pachnidła

Powoli przemija czas zapachów ogrodowych.
Najintensywniej pachniał wiciokrzew pomorski. Jego słodkim zapachem można się bylo wieczorami wręcz upajać, a burza różowo-kremowych kwiatków była niezwykle dekoracyjna.





Dużo subtelniej pachniał wiciokrzew japoński auroreticulata. Zapach był delikatny, orzeźwiający o lekkiej cytrusowej nucie. Ten wiciokrzew zakwitł mi w tym roku pierwszy raz, kwiatków nie było wiele i były tak niepozorne, że prawie nie było ich widać na tle jasnozielonych żyłkowanych liści. Ale to ten właśnie zapach urzekł mnie najbardziej.




I oczywiście moja zapaszysta róża westerland. Pan ogrodnik nie mógł przeboleć, że nie zbieram płatków na różaną, pachnącą nalewkę.


Dziś chodziłam po ogródku i szukałam zapachów: wiciokrzewy i róża przekwitły, moje kwitnące teraz funkie niestety nie pachną i nie pachną też hortensje. Na szczęście są jeszcze liliowce :)


sobota, 9 lipca 2016

Lipcowo-deszczowo

Uwielbiam lipcowy ogród. Jest taki bujny i kipiący zielenią. Lipiec to fiołkowe dzwonki funkii, wyraziste rozwary, pełne kiście granatowiejących borówek. I trawa najbardziej zielona jaka może być.



Uwielbiam deszczowy ogród. Jest taki czysty, błyszczący i świeży. Znika pył dni poprzednich i jest sama soczystość roślin.


I już, lipcowa burza minęła, znów błękit nieba.