poniedziałek, 23 maja 2016

Ta-dam

Mam tarasik !!! Okupiony potem spływającym z czoła, bolącymi lędźwiami, odciskami na kolanach itd. itp. Te wszystkie dolegliwości to nie moje, tylko dziecka, bo to ono - moja córka- zdobywało sprawność brukarza. Pracowała z taką zawziętością, że gdy już po ciemku o 22 zaproponowałam, że może na dzisiaj koniec, warknęła agresywnie żebym sobie poszła i jej nie przeszkadzała i że jak trzeba będzie, to będzie pracowała do 3 w nocy, ale taras ułoży. Skończyła o 24. Potem mi się przyznała, że to nie moja osoba była powodem agresji tylko krnąbrna płyta, która nie chciała się wypoziomować przez godzinę. Płyta krnąbrna, a córka perfekcjonistka i taras mam idealny. Takie mam zdolne dziecko! Co poniektórzy z rodziny i znajomych już się martwią czy znajdzie się ktoś godny miana mojego zięcia skoro ona taka zaradna. Bo nie potrzebuje się prosić o wbicie gwoździa, wywiercenie dziury czy ułożenie płyt tarasowych. Zripostowała, że wystarczy, żeby jej przyszły mąż dobrze gotował, to się uzupełnią.
Wracając do ogrodu, to teraz przede mną  dosadzenie roślin wokół tarasu i ułożenie murku ziemnego przy podwyższonych rabatach i publicznie przyrzekam, że nie będę się już nikim wyręczała, cudzy pot nie będzie z tego powodu spływał z karku i zrobię to sama.

tarasik w wersji plażowej


wtorek, 17 maja 2016

Święto kwitnącej glicynii

Wymyśliłyśmy sobie z siostrą ogrodniczką nasze wspólne święto kwitnącej glicynii. Stało się to 2 lata temu, gdy ja się również zaogrodniczyłam. Glicynia jest siostry więc święto obchodzimy tak, że ją odwiedzam, siedzimy na tarasie i podziwiając glicynię popijamy kawkę. W tym roku pić kawy na tarasie się nie dało, 10 stopni i porywisty wiatr zapędziły nas na kawę do domu, ale glicynia była oczywiście podziwiana z każdej strony.




wtorek, 10 maja 2016

Moja wielka piaskownica


Wcale nie mam małych dzieci - dziecię już pełnoletnie. Moi siostrzeńcy również już wyrośli z zabaw w piachu. Nie mam też gromady kotów, ba nie mam nawet 1 kota, dla którego potrzebowałabym tak wielkiej kuwety. Nic z tych rzeczy. Jest to po prostu ... spełnienie mojego małego marzenia.
Jeszcze zimą zaplanowałam okrągły taras w zaogródku.

Realizacja się trochę odwlekała, bo miałam dylematy logistyczne. Jak 360 kg płyt tarasowych przywieźć i dotransportować do mieszkania. U mnie nie ma dojazdu pod klatkę więc albo rozładunek 100m dalej przed klatką albo przez garaż (max. wysokość samochodu 2m) i dalej windą. Nie mam też zewnętrznego dojścia do ogródka - wszystko musi być transportowane przez mieszkanie.
Na początek znalazłam tarasik w satysfakcjonującej mnie cenie w sklepie internetowym. Zadzwonilam, wypytałam, dowiedziałam się że cena aktualna, najbliższe miejsce odbioru to Lesznowola pod Warszawą, zestaw płyt tarasowych jest tam dostępny od ręki, a wszystkie formalności załatwię na miejscu. Niestety transport od nich to ciężarówka z hbs i koszt prawie tyle samo co cena tarasu. Temat przedyskutowałam z kuzynem i szwagrem, którzy namawiali mnie żebym spróbowała na raty swoim miejskim samochodzikiem.
W końcu nadszedł ten dzień. W sobotę razem z dzieciem zapakowałyśmy się do naszego hyundaia. Na miejscu okazało się, że taras jest taki jak chciałam, ale cena zgoła inna.  Telefon do sklepu internetowego i nagle się okazało, że w Lesznowoli można obejrzeć i można odebrać, ale zamówienie i płatność to u nich w sklepie. Ręce mi opadły, ale ostatecznie udało się i zakupiłam po ustalonej wcześniej cenie. Uff Czasu do zamknięcia było już mało, nie zdążyłabym obrócić na 2 razy, więc panowie zapakowali wszystko na raz. W końcu to tylko 360 kg jak 4 dobrze zbudowane osoby :) Już wszystko zapakowane do bagażnika i na tył samochodu, i wtedy sobie przypomniałam, że mój samochód jest tak inteligentny, że będzie się domagał zapięcia tylnych pasów. Znów przekładanie, żeby się do nich dostać i je pozapinać. W końcu ruszyłyśmy.
Już wcześniej zakupiłam wózek transportowy, który bardzo mi się przydaje przy wszelkich pracach budowlanych i ogrodowych. Przydał się i tym razem. Tylko 6 kursów garaż-mieszkanie i płyty wylądowały w ogródku.

Jeszcze tego samego wieczoru ułożyłysmy zewnętrzy krąg, żeby wyznaczyć miejsce i wyciąć obrys.

Zaczęła się harówka: musiałam usunąć darń i wybrać część ziemi. Ziemia została pracowicie przesiana przez skrzynkę - rzeszota nie posiadam.

Darń została wywieziona poza osiedle i ułożyłam przy chodnika a nuż się zakorzeni, a kamulce z przesianej ziemi wykorzystane do wyrównania dołu na pobliskim dzikim parkingu. Sąsiedzi patrzyli na mnie jak na wariatkę gdy krążyłam z moim wózkiem transportowym i pewnie pukali się w czoło widząc babę składającą starannie trawnik z kawałków na publicznym terenie.
Samochód po raz kolejny przeszedł próby udźwigu - tym razem tylko 100 kg żółtego piachu.

Piasek rozsypany musi poleżeć czas jakiś żeby osiąść, bo walca oczywiście nie mam. I już, to na tyle. Teraz czeka nas układanie i poziomowanie płyt i moje małe marzenie zostanie zrealizowane.

poniedziałek, 2 maja 2016

Do czego służy maszynka do mielenia mięsa

Jakoś muszę podzielić te moje ogromne areały chociażby po to, żeby kamyki nie wpadały mi pod kosiarkę. Gdybym miała hektar to problemu by nie było, ale na 17m2 mojego przedogródka, koszenie trawy to niezła ekwilibrystyka.
Próbowałam kancików - no cóż za 2 lata jak się uda z trawą, to może kanciki będą.
Plastikowe ekobordery - odpadają - plastik nie dla mnie.
I nagle Eureka! przeczytałam, zobaczyłam i już wiedziałam - będą listwy aluminiowe.
Los był mi życzliwy bowiem akurat w jednym z marketów budowlanych wyprzedawali 2 ostatnie sztuki szerokich 2-metrowych płaskowników aluminiowych. Zakupiłam czym prędzej. Ogródek mam mały, ale jednak potrzebowałam trochę więcej tych listew. Na dodatek konieczne było pocięcie listwy na krótsze kawałki lub jej zgięcie. Pojechałam dziś do sklepu, były płaskowniki 1-metrowe, wzięłam je w garść i podreptałam do obsługi działu metalowego z pytaniem czy mogliby mi je ładnie pod kątem prostym zagiąć. No i dowiedziałam się, że jest to bardzo trudna operacja, w zasadzie niewykonalna, obarczona dużym ryzykiem i nie podejmą się tego. Mina mi zrzedła, płaskowniki zakupiłam, wróciłam do domu i pokornym głosem spytałam moje pełnoletnie dziecię czy ma pomysł jak je zgiąć.  Dziecię pomyślało, zabrało mi z kuchni staromodną maszynkę do mięsa przykręcaną do blatu, która miała służyć za imadło i po 10 min. wróciło z precyzyjnie zgiętym płaskownikiem.
Zrobiła, bo przecież nie wiedziała że tego się nie da :)

cienka srebrzysta linia


pięknie zgięta listwa czeka na wkopanie