Ostatnio spełniają się moje ogrodowe, żoliborskie marzenia. Potrzebowałam więcej bodziszków korzeniastych i okazało się, że moja znajoma - Ela ma ich aż nadmiar i chętnie się pozbędzie. Zaraz potem siostra obdarowała mnie całym wiadrem barwinków, więc przeprowadziłam kolejną akcję barwinkowania. Już od kilku lat szykujemy się do budowy altany śmietnikowej i wymarzyłam sobie, żeby ją obsadzić zimozielonym wiciokrzewem. Nawet próbowałam w tamtym roku ukorzenić gałązki, ale nic z tego nie wyszło. I nagle na naszym osiedlowym forum napisał sąsiad, że ma do oddania 2 duże wiciokrzewy Henry'ego.
Na jego bardzo nasłonecznionym tarasie, nie dają rady. Nawet nie miałam konkurencji, bo więcej chętnych się nie zgłosiło. Wiciokrzewy na zdjęciach były spore, kilkuletnie i rosły w dużych donicach. Prawie tydzień umawialiśmy się na akcję zabierania roślin i tuż przed odbiorem sąsiad zameldował, że w ciągu tych kilku dni coś zżarło liście i czy w takim razie nadal je chcę. Dołączył zdjęcia. Rzut oka i już wiedziałam - opuchlaki. Jakoś wdrapały się na 5 piętro i zadomowiły w donicach. Pewnie 1 lub 2 chrząszcze, które złożyły jaja, a że zima była łagodna, to larwy przetrwały do kolejnego sezonu. Pewnie właśnie w ciągu tych kilku dni się przepoczwarzyły, wylazły i zabrały za konsumpcję.😉
Wiciokrzewy postanowiłam uratować. Rzeczywiście, gdy tylko ruszyliśmy donice i odczepialiśmy pędy od podpory, opuchlaki zaczęły spadać udając martwe. Było ich naprawdę dużo. Donice razem z roślinami przewieźliśmy do mojego ogródka i czym prędzej zaczęłam wybierać wióry, którymi wyściółkowano donice. I oczywiście znów znalazłam szkodniki.
Na jego bardzo nasłonecznionym tarasie, nie dają rady. Nawet nie miałam konkurencji, bo więcej chętnych się nie zgłosiło. Wiciokrzewy na zdjęciach były spore, kilkuletnie i rosły w dużych donicach. Prawie tydzień umawialiśmy się na akcję zabierania roślin i tuż przed odbiorem sąsiad zameldował, że w ciągu tych kilku dni coś zżarło liście i czy w takim razie nadal je chcę. Dołączył zdjęcia. Rzut oka i już wiedziałam - opuchlaki. Jakoś wdrapały się na 5 piętro i zadomowiły w donicach. Pewnie 1 lub 2 chrząszcze, które złożyły jaja, a że zima była łagodna, to larwy przetrwały do kolejnego sezonu. Pewnie właśnie w ciągu tych kilku dni się przepoczwarzyły, wylazły i zabrały za konsumpcję.😉
Wiciokrzewy postanowiłam uratować. Rzeczywiście, gdy tylko ruszyliśmy donice i odczepialiśmy pędy od podpory, opuchlaki zaczęły spadać udając martwe. Było ich naprawdę dużo. Donice razem z roślinami przewieźliśmy do mojego ogródka i czym prędzej zaczęłam wybierać wióry, którymi wyściółkowano donice. I oczywiście znów znalazłam szkodniki.
Kolejnego dnia zabrałam się za przesadzanie. Prawdę mówiąc nie namęczyłam się z wykopaniem wiciokrzewów. Cześć korzeniowa była bardzo skromna, za to głębiej w donicy znajdowałam dużo luźnych korzeni. Myślę, że to efekt żerowania larw. Było też mnóstwo żółtych kuleczek. Na forum ogrodniczym "Ogrodowisko" dyskusja na temat wyglądu jaj opuchlaka toczy się do wielu lat. Wszyscy mają wątpliwości czy takie żółte kuleczki to granulki nawozu czy jaja opuchlaków. Ale właśnie ostatnio jedna z forumowiczek zamieściła zdjęcia takich właśnie żółtych kulek w momencie, gdy wychodziły z nich larwy. Zresztą skoro są opuchlaki, to muszą być i jaja.😉
Dlatego korzenie zostały dokładnie otrzepane z ziemi i jeszcze przepłukane w strumieniu wody. Wiem, że to ryzykowane działanie, ale zostawienie jaj, to pewna śmierć dla tych roślin. Cała ziemia z donic została wywalona, a donice dokładnie umyte wróciły do sąsiada. Wiciokrzewy trafiły do donic tymczasowych, które wcześniej wyłożyłam cienką, przepuszczającą wodę włókniną. Nie chciałam ryzykować, że chrząszcze dostaną się do donicy np. od spodu i znów złożą jaja. Góra oczywiście też jest szczelnie przykryta. Teraz okres kwarantanny, ale chyba będzie dobrze, bo pojawiły się nowe listki. 😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz