wtorek, 30 sierpnia 2016

Jak nie urok to sraczka

Tytuł dzisiejszego posta to ulubione powiedzonko mojej Babci na niesprzyjające koleje losu. Urodzona tuż po I wojnie światowej, poszła do pracy mając 14 lat. Jako młoda mężatka w trakcie wielkiego kryzysu straciła prawie wszystkie oszczędności zgromadzone na zakup domu, przeszła niedole wojenne nosząc na własnych plecach kilkanaście kilometrów worki ziemniaków i brukwi dla swoich urodzonych w czas wojny córek. Tuż po wojnie złapali z mężem oddech prowadząc pasmanterię i zdołali w końcu kupić upragniony dom, w którym nigdy nie zamieszkali, bo nowe socjalistyczne władze umieściły tam lokatorów, a oni 5-osobową rodziną wciąż mieszkali w pokoju z kuchnią w cudzej kamienicy. Mimo wszystko zawsze była uśmiechnięta, gościnna i ciepła.
Wracając do meritum. Ledwo odtrąbić mogę umiarkowany sukces walki z opuchlakami (w rundzie trzeciej zaogródek prezentuje się nie tak źle choć pojedyncze opuchlaki jeszcze się pałętają z rana, a w przedogródku przy ostatnich opuchlakowych łowach było już tylko 8 szkodników), to pojawia się kolejna plaga.
Moja piękna róża została zaatakowana przez śluzownicę różaną. Wszystkie liście podziurawione, a niektóre całkiem wyżarte. W zeszłym roku, gdy pojawiły się pierwsze niepokojące objawy przejrzałam listek po listku usuwając małe zielone gąsieniczki, a zimą oberwałam własnoręcznie liście, bo róża zrzucić ich nie chciała. W tym roku dostała przyspieszenia, tak wystrzelila w górę i na boki, że nie dałam już rady. Musiałabym mieć chyba zbroję rycerską, biorąc pod uwagę jak ostre kolce ma moja Westerland. Wygląda teraz tak:




No cóż musiałam zastosowac chemię. Środków systemicznych już w sklepie prawie nie ma, ale na szczęście moja siostra ma jeszcze stare zapasy. Zgodziła się ze mną podzielić, pod warunkiem że zwrócę jej pozostały preparat. Wieczorową porą róża została dokładnie opryskana. Problem w tym, że larwy zimują pod krzewem i atakują w kolejnym roku. Jak je zniszczyć? Nie mam pojęcia. Może przygotuję roztwór ze środka owadobójczego i po prostu podleję. Mój dziadek powiedziałby, że to "jak kijkiem rzeźbić w gównie".

sobota, 27 sierpnia 2016

Czarna polewka

Mimozami jesień się zaczyna, a lato kończy wrotyczem. Zażółciło się od wrotyczu 3 tygodnie temu. A wrotycz to w Warszawie nie lada rarytas. Wcale nie tak łatwo go znaleźć. Jednak tuż obok mojej pracy rośnie wspaniały łan. Pomyślałam, że dobrze byłoby w powrotnej drodze do domu nazrywać go trochę. Myślałam, myślałam i wrotycz już prawie przekwitł.


Jego miejsce zajęła nawłoć czyli dawna mimoza. Piękne żółte łany rozciągają się wzdłuż linii kolejowej, którą jedzie mój pociąg.


Ostatecznie przerażona wizją braku wrotyczu już idąc do pracy zrywam ładny bukiet i z pękiem polnych kwiatów niczym wiejskie dziewczę wkraczam do biura, ustawiam w wazonie na parapecie.


Potem już w domu tnę go na malutkie kawałki, zalewam wodą na dobę a potem gotuję na wolnym ogniu (nie mam ognia ale "na małej indukcji" dziwnie brzmi) i czarna polewka na opuchlaki już gotowa.

Zlewam do butelek i pod koniec września podleję ogródek.

środa, 24 sierpnia 2016

Złoty król

Wymarzyła mi się kolejna roślinka. Chciałam żeby była zimozielona, ale najlepiej jasnozielona lub złoto-zielona, żeby trochę rozjaśniła mój ogródek i oczywiście miała rosnąć w półcieniu. Po wielu poszukiwaniach pomyślałam o ostrokrzewie, który nota bene moja siostra podpowiadała mi już 2 lata temu. Po dalszych poszukiwaniach mój wybór padł na odmianę 'Golden king' o dwukolorowych liściach zielono-żółtych. Nie dość, że kolor liści był odpowiedni, to ma mieć zwięzły wyprostowany pokrój i rośnie średnio silnie więc może nie będę musiała czekać aż 20 lat żeby było ją trochę widać.
Nie jest to niestety zbyt popularna odmiana, zamówiłam więc w sklepie internetowym.
Z niecierpliwością na nią czekałam i w końcu dotarła. Ostrożnie rozpakowałam i naprawdę mnie zachwyciła. Po czym zauważyłam na etykiecie, że dostałam odmianę 'Aureomarginata'. Zgłosiłam reklamację i właśnie dzisiaj dotarła paczka. A ponieważ koszt przesyłki jest większy niż rośliny, to sklep nie chciał żebym odsyłała poprzednio otrzymaną. W ten sposób mam 2 ostrokrzewy.
Zgadnijcie, ktory jest który?


Ostrokrzew z prawej strony, bardziej kolczasty:


Ostrokrzew z lewej strony bardziej złocisty:


Chciałabym oba, ale nie mam tyle miejsca w ogródku :( więc pewnie ten "pomylony" trafi do mojej siostry.
Póki co, relaksuję się w ogródku, liczę dni do urlopu i .... może jednak zmienię zdanie.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Naiwności ludzka

Są takie rośliny, o których czytasz że mogą sprawić kłopot bo kapryśne i trudne w uprawie albo mogą przemarzać lub też zbyt ekspansywne. Cóż to dla nas, przecież damy radę. Kupujesz taką roślinkę i potem wszystko co napisane się sprawdza. Ja oczywiście też ulegam takim chciejstwom. Kapryśna u mnie goryczka bezłodygowa, która bardziej wegetuje niż rośnie. Na zimę muszę opatulić fuksję i mam nadzieję, że przeżyje.
Mam też tułacza pstrego. To bardzo ładna, ale i ekspansywna roślina.

Zupełnie tym niezrażona kupiłam ją. Odcięłam dno od dużej donicy i w takiej osłonce wsadziłam do ziemi zadowolona z siebie, że tak sobie sprytnie poradziłam. Już się domyślacie zapewne, że taka osłonka dla tułacza to żaden problem. Mój egzemplarz jak przystało na przedstawiciela gatunku zaczął wędrówkę. Postanowiłam szybko to przerwać i dziś właśnie chwyciłam za łopatę. I taki oto widok zobaczyłam, po wykopaniu rośliny:

Czy te korzenie nie są imponujące? Obawiam się, że zobaczę tułającego się tułacza jeszcze nie raz.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Wiosenny jesienny powojnik

Wróciłam do domu, po krótkim wakacyjnym wyjeździe. Wracając zaliczyłam wypadek samochodowy (nie ja byłam sprawcą, ale niestety byłam uczestnikiem). Na szczęście nic nikomu się niestało, choć moje autko dokonało żywota. Po takim wydarzeniu jeszcze bardziej docenia się spokojne, leniwe chwile w ogrodzie. A w ogrodzie czekała na mnie miła niespodzianka.
Zakwitł powojnik 'Jackmanii' i na to liczyłam, bo ta odmiana kwitnie na pędach tegorocznych w okresie od końca czerwca do października. To co prawda tylko pojedynczy kwiat, ale też moja sadzonka była marniutka - ostatnia roślinka z dostawy.

Natomiast zupełnie zaskoczył mnie powojnik 'Cecile'. Powojnik ten kwitnie na pędach zeszłorocznych, więc kwitnąć nie powinien bo w zeszłym roku tych pędów jeszcze nie było! Poza tym jego pora kwitnięcia do kwiecień-maj, a teraz przecież sierpień. Jeden kwiat już przekwitł, ale szykują się 2 następne. Ot miły wybryk natury.

środa, 3 sierpnia 2016

Wojna trwa - 3 runda

Rozpoznanie wroga: Opuchlak (Otiorhynchus) - owad z rzędu chrząszczy czyniący znaczne szkody w ogrodnictwie, rolnictwie i leśnictwie. Dorosłe owady żywią się liśćmi wyżerając charakterystyczne zatoki w blaszce liściowej, larwy natomiast wyżerają korzenie.
Miejsce wojny: mój ogródek (niestety), ogródki sąsiadów i cały nasz ogród osiedlowy

Runda 1 (sezon 2014)
W pierwszej rundzie zasosowałam naturalne preparaty roślinne czyli wywar z wrotyczu. Na mojej kuchence pykała w starym białym  garnku brunatna maź woniejąca ziołowo, potem przecedzałam tę breję przez gazę, rozlewałam w butelki by na końcu systematycznie rozcieńczać, opryskiwać i podlewać.
Efekt niestety okazał się mizerny. Chociaż rośliny przetrwały i żadna z nich nie straciła swoich korzeni, to opuchlaków w następnym roku było zatrzęsienie. Trudno ocenić czy wrotyczowe wywary nie działały czy też siła rażenia przeciwnika była tak duża. Skutków ubocznych na szczęście nie było.

Runda 2 (sezon 2015)
Tym razem na początku zastosowałam chemię (oprysk środkami owadobójczymi), pod koniec lata broń biologiczną (zakupione larwy nicieni zostały zaaplikowane do gruntu w moich ogródkach, a pozostała resztka również pod żywopłot osiedlowy przy ogrodzeniu zaogródka), a późną jesienią dodatkowo podlałam ogródek wrotyczem.
Efekt: sytuacja w zaogródku znacznie się poprawiła, co nie znaczy że nie ma opuchlaków. Są, ale raczej pojedyncze sztuki. Natomiast w przedogródku zmasowany atak opuchlaków trwa, choć i tu jest ich jakby mniej. Przynajmniej nie łażą po oknach i ścianach. Skutki uboczne niestety też były. Na niektórych roślinach pojawiła się guzowatość korzeni i mam podejrzenie, że nicienie się do tego przyczyniły.

Runda 3 (sezon 2016)
Postanowiłam działać globalnie. Ograniczenie się do mojego ogródka nic nie pomoże, bo te cholery napływają z zewnątrz. Na początek podobnie jak w zeszłym roku zastosowałam opryski środkiem owadobójczym. Obecnie jestem na etapie usuwania szkodników w sposób mechaniczny. Kilka razy w tygodniu wychodzę wieczorem na łowy z białą płachtą. Rozkładam ją pod krzakami i trzącham, a opuchlaki jak ulęgałki na nią spadają. Obchodzę tak wszystkie krzaki z żywopłotu wzdłuż ogrodzenia zaogródka i przedogródka. Przy okazji mogę poczynić obserwacje socjologiczne. Ewidentnie moje zachowanie  intryguje sąsiadów, ale wszyscy patrzą, pukają się w czoło, a nikt nie zapyta.
Metoda strząsania bardzo się sprawdza, bo opuchlaki w przypadku niebezpieczeństwa udają martwe i spadają prosto na moją płachtę. W ten sposób w ciągu jednych łowów jestem w stanie zebrać więcej chrzaszczy niż w zeszłym roku przez tydzień (choć było ich zatrzęsienie).
Myślę, żeby pod koniec sierpnia jednak zakupić jeszcze raz nicienie, ale tym razem potraktuję nimi właśnie sąsiadujące rabaty osiedlowe. Mój ogródek zleję za to porządnie wrotyczem.


Przyłapane opuchlaki, zgadnijcie co robią ? Oczywiście rozmnażają się!


Wygryziona irga z żywopłotu przy moim ogródku