Choróbsko ohydne się przyplątało do mojej borówki. Nie dość że wstrętnie
wygląda, to jeszcze ma wstrętny charakter. Nijak nie da się z nim
rozprawić. Żeby się go pozbyć muszę się pozbyć mojej borówki
:(
W ostatni weekend
robiłam przedwiosenny przegląd ogródka i zauważyłam bulwiaste
narośla na szyjce korzeniowej. Obfotografowałam i zaczęłam robić
research internetowy.
Diagnoza – guzowatość korzeni wywołana
bakterią Agrobacterium tumefaciens, choroba w zasadzie
niezwalczalna. Miałam jeszcze nadzieję więc poradziłam się
mądrych ludzi na forum ogrodowym. Niestety diagnoza potwierdzona i
zalecony sposób postępowania. Zarażona borówka była kupiona,
gdzie indziej niż pozostałe i wszystko wskazuje, że zainfekowana
była roślina, a nie podłoże.
Co zrobiłam:
- usunęłam ściółkę spod chorej borówki, ściółka została zapakowana do wora i wyrzucona
- okopałam moją borówkę, podważyłam i wraz z całą bryłą korzeniową zapakowałam do worka po torfie i wyrzuciłam
- usunęłam okoliczne podłoże najwięcej jak się dało
- odkaziłam narzędzia i wyrzuciłam rękawice ogrodowe (były już mocno zużyte i nie warto było je dezynfekować)
- dół po borówce zasypałam nową ziemią (torf kwaśny wymieszany z ziemią ogrodową)
- wysypałam nową korę,
- zrobiłam dokładny przegląd pozostałych borówek, wyglądają na zdrowe
Czeka mnie jeszcze
przygotowanie „herbatki tymiankowej” do dodatkowego odkażenia,
którą zaaplikuję na wiosnę przed sadzeniem nowej borówki. I będę
czekać, patrzeć, obserwować, chuchać i dmuchać. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz