środa, 3 sierpnia 2016

Wojna trwa - 3 runda

Rozpoznanie wroga: Opuchlak (Otiorhynchus) - owad z rzędu chrząszczy czyniący znaczne szkody w ogrodnictwie, rolnictwie i leśnictwie. Dorosłe owady żywią się liśćmi wyżerając charakterystyczne zatoki w blaszce liściowej, larwy natomiast wyżerają korzenie.
Miejsce wojny: mój ogródek (niestety), ogródki sąsiadów i cały nasz ogród osiedlowy

Runda 1 (sezon 2014)
W pierwszej rundzie zasosowałam naturalne preparaty roślinne czyli wywar z wrotyczu. Na mojej kuchence pykała w starym białym  garnku brunatna maź woniejąca ziołowo, potem przecedzałam tę breję przez gazę, rozlewałam w butelki by na końcu systematycznie rozcieńczać, opryskiwać i podlewać.
Efekt niestety okazał się mizerny. Chociaż rośliny przetrwały i żadna z nich nie straciła swoich korzeni, to opuchlaków w następnym roku było zatrzęsienie. Trudno ocenić czy wrotyczowe wywary nie działały czy też siła rażenia przeciwnika była tak duża. Skutków ubocznych na szczęście nie było.

Runda 2 (sezon 2015)
Tym razem na początku zastosowałam chemię (oprysk środkami owadobójczymi), pod koniec lata broń biologiczną (zakupione larwy nicieni zostały zaaplikowane do gruntu w moich ogródkach, a pozostała resztka również pod żywopłot osiedlowy przy ogrodzeniu zaogródka), a późną jesienią dodatkowo podlałam ogródek wrotyczem.
Efekt: sytuacja w zaogródku znacznie się poprawiła, co nie znaczy że nie ma opuchlaków. Są, ale raczej pojedyncze sztuki. Natomiast w przedogródku zmasowany atak opuchlaków trwa, choć i tu jest ich jakby mniej. Przynajmniej nie łażą po oknach i ścianach. Skutki uboczne niestety też były. Na niektórych roślinach pojawiła się guzowatość korzeni i mam podejrzenie, że nicienie się do tego przyczyniły.

Runda 3 (sezon 2016)
Postanowiłam działać globalnie. Ograniczenie się do mojego ogródka nic nie pomoże, bo te cholery napływają z zewnątrz. Na początek podobnie jak w zeszłym roku zastosowałam opryski środkiem owadobójczym. Obecnie jestem na etapie usuwania szkodników w sposób mechaniczny. Kilka razy w tygodniu wychodzę wieczorem na łowy z białą płachtą. Rozkładam ją pod krzakami i trzącham, a opuchlaki jak ulęgałki na nią spadają. Obchodzę tak wszystkie krzaki z żywopłotu wzdłuż ogrodzenia zaogródka i przedogródka. Przy okazji mogę poczynić obserwacje socjologiczne. Ewidentnie moje zachowanie  intryguje sąsiadów, ale wszyscy patrzą, pukają się w czoło, a nikt nie zapyta.
Metoda strząsania bardzo się sprawdza, bo opuchlaki w przypadku niebezpieczeństwa udają martwe i spadają prosto na moją płachtę. W ten sposób w ciągu jednych łowów jestem w stanie zebrać więcej chrzaszczy niż w zeszłym roku przez tydzień (choć było ich zatrzęsienie).
Myślę, żeby pod koniec sierpnia jednak zakupić jeszcze raz nicienie, ale tym razem potraktuję nimi właśnie sąsiadujące rabaty osiedlowe. Mój ogródek zleję za to porządnie wrotyczem.


Przyłapane opuchlaki, zgadnijcie co robią ? Oczywiście rozmnażają się!


Wygryziona irga z żywopłotu przy moim ogródku






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz