niedziela, 31 stycznia 2016

Plany, plany, plany

Cóż innego można robić zimą jeśli nie planować zakupów i prac ogrodowych w następnym sezonie? Największe plany dotyczą stworzenia kącika wypoczynkowego w zaogródku. Brałam pod uwagę 2 koncepcje i obie mi się podobały, ale zwyciężyła ta, którą prościej będzie zrealizować – okrągły placyk z gotowych betonowych elementów. Wczoraj było całkiem ciepło więc zrobiłam przegląd ogródkowy i mini porządki, a przy okazji pierwsze przymiarki do tarasu.





sobota, 23 stycznia 2016

Narzędzia ogrodnicze

Moją przygodę ogrodową zaczynałam od tego co miałam w spadku po balkonie czyli małego pojemnika z mini-łopatką, mini-pazurkami i szpikulcem do sadzenia oraz tanim sekatorem. Na początku pożyczyłam od mojej siostry niewielki szpadelek, żeby posadzić borówki i został u mnie do tej pory. Siostra się nie upomina, a ja się nie przypominam, bo bardzo mi ten szpadelek pasuje. Gdy zaczęła kiełkować trawa pobiegłam do sklepu i kupiłam wąż ogrodowy i 2 komplety szybkozłączek. Miesiąc później konieczna była kosiarka. Nabyłam też metalowe grabie wachlarzowe. Moi znajomi, którzy przyszli odwiedzić mnie w moim nowym mieszkaniu sprezentowali mi dobrej jakości damski sekator i wycinak do chwastów. Jesienią przyszła pora na sadzenie cebulek i do zespołu narzędzi dołączyła sadzarka. Potem Św. Mikołaj znając moje ogrodowe hobby sprawił mi pod choinkę zraszacz, plastikowe wachlarzowe grabie i szpadel do krawędzi trawnika. W tym rok dokupiłam kosz do kosiarki, konewkę, spryskiwacz ciśnieniowy, a na urodziny zażyczyłam sobie nożyce do bukszpanu i nożyce do trawy. Czyż nie imponująca kolekcja jak na mały podwórkowy ogródek? A tak wyglądały moje narzędzia jesienią w czasie czyszczenia.



niedziela, 17 stycznia 2016

Chochoł


Dostałam od znajomych na parapetówkę jałowiec hortsman. Wg opisu rośnie szeroko rozkładając gałęzie a we mgle wygląda jak bajkowa postać. Ale ja nie mam miejsca na takie rozcapierzone stwory! I wcale nie podoba mi się taki dziwaczny pokrój! Więc prowadzę go równo przy kiju, żeby się nie garbił i pracowicie zaplatam mu warkoczyki. Poza tym powinien rosnąć w słońcu a u mnie sam półcień. Mimo wszystko rośnie jak na drożdżach i jest najwyższą rosliną w moim ogródku. Nawet otrzymał swoje imię - chochoł :)
Tak wyglądał na początku, jescze w doniczce
we wrześniu 2014 prezentował się już okazale

rok później - październik 2015





czwartek, 14 stycznia 2016

Kilka słów o tarasie

Na początku wcale nie chciałam tarasu, chciałam jak najwięcej zieloności więc mój stary komplet balkonowy stanął bezpośrednio na trawie. Wybór miejsca nie był trudny; z pokoju dziennego wychodzi się do przedogródka, nad którym balkon sąsiadów z góry tworzy zadaszenie. Stolik stanął tuż przy kuchennym oknie, a krzesełka przy stoliku. 

Byłam bardzo zadowolona, ale moje zadowolenie z czasem topniało. Trawa pod balkonem była zacieniona i robiła się coraz bardziej mizerna, zaczęłam się martwić czy mebelki ogrodowe postawione bezpośrednio na ziemi nie zniszczą się (moje drewniane krzesła reżyserskie po każdym użyciu były skrzętnie składane i odstawiane na żwirową opaskę) i zaczęłam mieć dość przestawiania tychże mebli i suszarki przy cotygodniowym koszeniu. Na koniec sezonu już wiedziałam, że taras musi być i miałam całą zimę, żeby się zastanowić jaki.
Najbardziej mnie korcił taras drewniany najlepiej z modrzewia syberyjskiego tak żeby na bosaka można było wyjść i żeby taras był przedłużeniem salonu. To jednak dosyć kosztowna impreza: drogi sam materiał, a do budowy tarasu musiałabym wziąć fachowców.
Ostatecznie w kwietniu razem z Tatą zrobiliśmy tarasik z płyt betonowych i teraz widzę same plusy:
  • niewielkie koszty (tani materiał, robocizna własna),
  • płyty zostały dobrane do konglomeratowych schodków i wszystko do siebie pasuje,
  • tarasik jest na poziomie gruntu (taras drewniany musiałby być wyniesiony), a mnie zależało żeby zapewnić sobie choć odrobinę prywatności i niekoniecznie chciałam taras wyniesiony jak scena,
  • ponieważ jest na równi z gruntem część użytkowaną można powiększyć np. gdy jest więcej gości można stolik przestawić na trawę (przy wyniesionym tarasie nie miałabym takiej możliwości),
  • na co dzień taras jest niewielki i całkowicie schowany pod balkonem więc nawet w czasie deszczu można z niego korzystać,
  • jak będę koniecznie chciała drewnianą podłogę, to mogę kupić gotowe panele drewniane i położyć na płytach,





Teraz muszę się zastanowić nad miejscem wypoczynkowym w zaogródku. Mam na to całą zimę.

niedziela, 10 stycznia 2016

Trafione przypadki, nieudane plany

Ano tak to bywa :)
Miała być łąka kwietna – tak sobie wymarzyłam. Wytyczyłam więc wzdłuż zachodniej granicy mojego zaogródka metrowej szerokości pas. Zakupiłam nasiona pt. łąka kwietna, kupiłam jeszcze nasiona słoneczników, maki, chabry etc i zasiałam. Czekałam z niecierpliwością czy wykiełkują – wykiełkowały. Minęło już kilka miesięcy mojego mieszkania, minęła wiosna i wtedy już wiedziałam, że z łąki kwietnej nici. Mój zaogródek nie jest na łące. Jest na wewnętrznym dziedzińcu otoczonym z czterech stron kilkupiętrowymi blokami i jest mocno cienisty. We wrześniu po mojej łące kwietnej ostały się jedynie rachityczne słoneczniki. I tak cud, że wyrosły.

Teraz trochę o przypadkach. Nie miało być róży: żadnej i w ogóle, bo to takie przereklamowane i kiczowate kwiaty, a jeśli już to w jakimś subtelnym bladoróżowym kolorze miniaturka. To był początek ogrodu i zaglądałam (zresztą nadal zaglądam) do każdego mijanego sklepu ogrodniczego, każdego ogrodniczego centrum, każdej szkółki. Pierwszy raz zatrzymałam się w centrum ogrodniczym w drodze do mojej siostry. Obeszłam całe dookoła, pooglądałam wszystkie roślinki i wyszłam z 2 borówkami amerykańskimi, które zamierzałam kupić i z różą pnąca której nie planowałam kupić, a która wg etykiety miała kwitnąć w ogniście pomarańczowym kolorze. Zapakowałam roślinki do samochodu i zaczęłam się zastanawiać, co mnie napadło. Róża została tego samego dnia posadzona i zaczęła rosnąc jak oszalała. Jeszcze tego lata wypuściła pędy długości 3m i zaczęła kwitnąć na piękny morelowy kolor półpełnymi kwiatami. Pachnie nieziemsko i wszyscy moi sąsiedzi byli nią zachwyceni. Ja też :) W drugim roku kwitła już tak, że zebrałam płatki na mały słoiczek konfitury różanej. Aha, w związku z różą cały przedogródek będzie więc w ciepłej tonacji: żółty, pomarańcz, krwiste czerwienie i gdzieniegdzie kolor niebieski.

Na przegranej pozycji czyli nierówna walka z opuchlakami

Sierpień 2014: O rany co się stało z moją trzmieliną!!!! Dlaczego młode pędy wyglądają jak kikuty? Gdzie się podziały listki? Na szczęście jest net, są fora ogrodnicze, mnóstwo ludzi którzy się znają na choróbskach roślinnych. Hm, opuchlaki lubią wcinać młode listki trzmieliny. Co zacz? Poczytałam, przeraziłam się, rozejrzałam się i znalazłam opuchlaka, który próbował mi się wedrzeć do domu. Złudzeń już nie było. Był na szczęście sklep zielarski, gdzie można było nabyć wrotycz, jeden z garnków został oddelegowany do pracy przy gotowaniu wywarów wrotyczowych i zaczęło się wielkie wrześniowe podlewanie. Podlewanie zostało powtórzone wiosną i wydawało mi się, że mogę spać spokojnie.
Przeszedł kwiecień i maj spokojnie, a w czerwcu rozpętało się opuchlakowe piekło: trzmielina zjedzona, w różanecznikach dziury, z listków hortensji ostały się ogryzki, zresztą dziury były w liściach borówek, na funkii, na hortensji, wszędzie. Opuchlaki też były wszędzie. Codziennie rano i wieczorem ze słoikiem w dłoni urządzałam polowania, pryskaniu wywarem z wrotyczu nie pomagało, ale odkryłam że one nie wychodzą z mojego ogródka tylko do niego wchodzą. Były wszędzie na całym osiedlowym terenie. Więc to może nie ja niechcący je przywlokłam, bo przecież nie kupowałam”dziurawych” roślin tylko zostały przywleczone z roślinami sadzonymi w naszym wspólnotowym ogrodzie? Przynajmniej kamień z serca mi spadł i pozbyłam się poczucia winy. Zaczęła się akcja edukacyjna. Najpierw rozpoznanie po sąsiadach ogródkowych czy nic im nie wcina roślinek. Na początku same zaprzeczenia, ale zaczęło się przeglądanie ogródkowego inwentarza i po kilku dniach diagnoza: tak problem jest wszędzie. Zresztą opuchlaki zbezczelniały: wieczorem oblepiały ściany przy wejściu do klatek schodowych, łaziły po oknach i włóczyły się po chodnikach. Uderzyliśmy do zarządu wspólnoty – trzeba działać. No i niestety trafiamy na mur, bo kasa wspólnotowa jest pusta, a terenu do opryskiwania całkiem sporo. Zarząd jeszcze liczy na to, że przyjdzie mroźna zima i wykończy wszystkie opuchlaki. Ja już poczytałam i wiem, że zanim sroga zima wykończy opuchlaki, to prędzej wykończy rośliny, a najprędzej to larwy wykończą ogród nie zważając na mróz i zimno. Tak więc zespół wespół z sąsiadką Julią zakupiłyśmy nicienie i podlałyśmy nasze ogródki. Teraz zdarza mi się przy przesadzaniu trafić na zbrązowiałą larwę i zastanawiam się co dalej? Może jakiś mur, płotek pleciony z wrotyczu, co jeszcze???
hortensja bardzo smakowała opuchlakom


 dziury w różaneczniku


wygryziona trzmielina



Kosiarka

Jedną z moich przypadłości jest chroniczna wręcz niechęć do maszyn warczących, buczących czyli ogólnie mówiąc hałasujących. Nie posiadam więc w domu odkurzacza i co tydzień doprowadzam podłogę do porządku przy pomocy zwykłego mopa. Po zastanowieniu się znajduję w swoim domu 2 hałasujące urządzenia: robot kuchenny i wiertarkę. Jednak obu z nich używam sporadycznie. Gdy więc trawa wyrosła na tyle, że nadawała się już do koszenia nie miałam najmniejszych wątpliwości i zakupiłam na allegro używaną bębnową kosiarkę ręczną. Takiej kosiarki używałam ćwierć wieku temu w czasie wakacji w Norwegi i sprawdzała się rewelacyjnie. Poczytawszy fora ogrodnicze wiedziałam już, że trzeba kupić porządnej firmy. Tak więc w maju zeszłego roku stałam się posiadaczką zgrabniutkiej kosiarki firmy Gardena. Co tydzień więc z moją piękną kosiareczką wkraczałam do ogródka i szybciutko i ładniutko w ciągu 10 min. kosiłam moje 50 m2 po czym przez następne 30 min. pracowicie zgrabiałam trawę, tłumacząc sobie że regularnie grabiona trawa będzie piękniejsza, bujniejsza i zdrowsza niż niegrabiona. Szczęściem moja siostra obdarowała mnie grabiami na bardzo długim trzonku dzięki czemu mój kręgosłup jakoś to przetrzymywał. Oczywiście mogłam kupić od razu kosiarkę z koszem, ale były sporo droższe i jakoś nie widziałam na tamtym etapie ogrodowania takiej potrzeby. Teraz potrzeba dopiekła mi już bardzo. Tak bardzo, że mimo jesieni, mimo ceny (osobno kosz do kosiarki można dokupić tylko nowy bo używanych na allegro nie znalazłam) kosz został zamówiony. Po perypetiach, o których nie będę tu pisała, ze znacznym opóźnieniem dotarł w końcu do mnie pewnej październikowej soboty. Zostało mi już tylko ostatnie koszenie przed zimą. Złożyłam, zamontowałam i skosiłam: 10 min. i po wszystkim, i teraz zastanawiam się na co ja te półtora roku czekałam.