W zasadzie dziecko wyprowadziło się już w 95 procentach. A zaczęło się tak niewinnie ....
- Mamo czy zgodziłabyś się, żebym się wyprowadziła do mieszkania na Żoliborzu?
To już ??? - zaskoczyła mnie niesamowicie.
Druga myśl - no tak, to już! Na pewno nie za wcześnie a może jeszcze nie za późno. To co teraz?
Trzecia myśl - głowa w górę, pierś do przodu, pośladki zwarte, brzuch wciągnięty, będę dzielna, nie mogę jej tego zrobić i obciążać syndromami opuszczonego gniazda. Zresztą to nie drugi koniec świata tylko 20 minut na rowerze.
- Oczywiście Słonko. To kiedy się wyprowadzasz?
- Jak to, to nie protestujesz? Nie masz nic przeciwko? Jak tak możesz?
Tego to się zupełnie nie spodziewałam po moim bardzo praktycznym i rzeczowym dziecku. I bardzo mnie ta niespodziewana odpowiedź ucieszyła, bo znaczy nie było jej źle w domu tylko po prostu nadszedł ten czas.
Był początek wakacji, mieszkanko było właśnie puste, bo wyprowadzili się poprzedni lokatorzy. Chciałam je tylko odświeżyć zanim ponownie wynajmę. Oczywiście teraz pomysły i budżet na odnowienie znacznie zwiększyłam, ale ambitna córka na żadne ekscesy mi nie pozwoliła i wręcz musiałam prosić czy mogę jej cokolwiek sprezentować. Zresztą okazało się, że ta przeprowadzka nie jest taka pilna i ma się odbyć dopiero jesienią. Wzięłyśmy się więc za odnowienie na spokojnie.
Kawalerka została pomalowana wg pomysłu i nadzoru dziecka. Potem jeszcze dziecko zrobiło lifting kuchni i nijakie cieliste płytki zostały pomalowane specjalną farbą na soczystą zieleń. Kuchnia nabrała wyrazu.
Mieszkanko niewielkie, ale balkon niczego sobie. I to jest ten motyw, który pozwala mi zamieścić historię w blogu o ogrodzie. Moja córka łaskawie wyraziła zgodę, żebym w następnym roku urządziła jej ogródek balkonowy. Może to być spore wyzwanie biorąc pod uwagę jej tryb życia. Pewnie więc czekają was jeszcze historie balkonowe. Tak wygląda balkon obecnie:
Wszystko odbywało się w wielkiej tajemnicy przed dziadkami. Dziecię przewidywało, że jej decyzja spotka się ze stanowczym sprzeciwem i chciała postawić ich przed faktem dokonanym, żeby nie mieli czasu na protesty. Babcia wakacjowała na tzw. prowincji, Dziadek z nami w Warszawie. Wersja oficjalna brzmiała, że mieszkanie jest szykowane pod wynajem co w jakiejś mierze było prawdą, bo we wrześniu na miesiąc miał się tam zatrzymać znajomy mojej koleżanki.
Pewnego dnia, gdy dziecko jeszcze inżynierowało w swojej pracy Tata zapytał:
- Słuchaj, podobno moja wnuczka chce się wyprowadzić. Czy to prawda?
Ach, jakie pokrętne drogi do ujawnienia znajdują sobie tajemnice. Mój kuzyn mieszkający na drugim końcu Polski, pod nieobecność mojego Taty zatrzymał się u mnie na nocleg razem ze swoją rodzinką. Następnego dnia skoro świt mieli lecieć na Sycylię. Spędziliśmy razem bardzo miłe popołudnie, jego żona jest przecudowną kobietą i zaplanowaliśmy, że odwiedzą mnie jeszcze jesienią. Wspomniałam, że z noclegiem nie będzie problemu, bo jeden mieszkaniec ubywa i oczywiście dodałam, że jest to wielka tajemnica i ma się nie wygadać przed Wujkiem czyli moim Tatą. Darek słowa dotrzymał i pary z ust do Taty nie puścił, ale wspomniał swojej Mamie. Ciocia Ala czym prędzej zadzwoniła do swojej siostry z tą nowiną, a ciocia Kasia zatelefonowała do brata, żeby się upewnić. Dziadek na szczęście tę wieść przyjął w miarę spokojnie. Upewnił się, czy aby dziecku nie jest źle i dlatego się wyprowadza. Pokiwał głową, opowiedział historię swojej wyprowadzki i jaki był wtedy jeszcze młody.
Przed Babcią tajemnica nadal miała obowiązywać, bo moja Mama to twardy orzech do zgryzienia. W połowie września pojechałam do niej na kilka ostatnich dniu urlopu i razem już miałyśmy wracać do Warszawy. Zaraz po przywitaniu Mama z dumą oznajmiła mi, że znalazła mi najemcę żoliborskiego mieszkania.
- Hm, Mamo jak by Ci to powiedzieć, mieszkanie nie jest na wynajem. Moja latorośl się tam niebawem przeprowadzi.
- Jak to!!! Przecież to jest daleko ode mnie!!! Co Ty jej zrobiłaś, że się wyprowadza?!
- Nic jej nie zrobiłam. Dorosła jest, zarabia i chce się po prostu usamodzielnić.
- To pewnie z powodu jakiegoś chłopaka!
- Nie Mamo, będzie mieszkała sama.
- Ja muszę natychmiast do niej zadzwonić i jej to wybić z głowy. Czy już z nią rozmawiałaś, żeby odwieść od tego pomysłu?
- Uważam, że najwyższa pora, żeby zamieszkała sama. Powiedziałam jej, że zawsze może wrócić.
- No ale nie będzie mnie już tak często odwiedzała !!! To jest nie do pomyślenia!
Nie dało się Babci przetłumaczyć i natychmiast wykonała telefon. Dziecko powtórzyło jej jota w jotę, to co już powiedziałam. Babcia nie dała za wygraną. Jak tylko wróciłyśmy do Warszawy, rozpoczęła batalię o odzyskanie wnuczki. Szczęście dla wnuczki, że prawie cały dzień jest w pracy.
A potem skończył się wrzesień i nadszedł dzień przeprowadzki. Kilka kursów wypakowanym samochodem z Woli na Żoliborz, kilka wypraw do sklepu po najpotrzebniejsze rzeczy i pierwsza noc na swoim. Została jeszcze resztka rzeczy w praniu, jeszcze książki, które u mnie zostają w oczekiwaniu na półki i ... ogródek balkonowy do urządzenia na wiosnę.