Ogród mojej siostry w otulinie Kampinosu ma charakter nieformalny, nieuładzony, swobodny. Trochę to wynika z chronicznego braku czasu: praca, dzieci, obowiązki domowe i wciąż ukochany ogród ląduje na końcu listy. Przede wszystkim jednak dlatego, że jest to ogród dla rodziny.
Ten ogród nie jest prosty w uprawie, bo tam sam piach jak to na wydmie. Gdy potrzebna była piaskownica dla dzieci wystarczyło zdjąć 5 cm gleby i pod nią był piękny żółciutki piasek.
Wszystko tu rośnie 2, 3 razy dłużej niż gdzie indziej, wciąż jest sucho bo cała woda natychmiast wsiąka. Mimo to widać, że ogród jest już pełnoletni.
Na honorowym miejscu pośrodku został posadzony na prośbę seniorów orzech włoski. Teraz jest to już piękne rozłożyste drzewo latem dające miły cień, a jesienią pięknie przebarwiające się na żółto.
Od ulicy ogród oddzielony jest szpalerem jałowców, które niestety nie miewają się najlepiej oraz przeróżnymi drzewami i krzewami liściastymi. Są tam: dereń idealny na nalewkę, wielki krzew bzu, perukowiec i inne których już teraz nie pamiętam.
Glicynia, o której już pisałam teraz zachwyca długimi ozdobnymi strąkami.
Czerwienieje winobluszcz opatający ogrodzenie
Na intensywny żółty kolor przebarwił się miłorząb, powoli tracący już liście i aktnidia (kiwi), która ładnie zaowocowała tego roku.
Jest też kąt z łanem słoneczniczka szorstkiego i właśnie on ma przejść gruntowna zmianę. Problem w tym, że moja siostra wciąż nie ma czasu żeby zaplanować, jak to miejsce ma wyglądać. Obecnie nie wygląda za ciekawie:
Póki, co część chabazi została przeze mnie wykopana. To właśnie tam trafił ostrokrzew i bergenia sercolistna na razie jako zaczątek nowej rabaty, bo jak ma ostatecznie wyglądać jeszcze nie wiadomo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz