piątek, 28 kwietnia 2017

Na wojennej ścieżce

Uff kolejny odcinek dot. żoliborskiej kamienicy. Czy pamiętacie, że ostatnio mieliśmy udowadniać, jaki był oryginalny kolor budynku? Pisałam o tym tutaj. To byłoby jednak za proste. Pojawiła się kolejna i to bardzo duża przeszkoda. Otóż jedno z mieszkań na parterze jest dosyć nietypowe, bowiem zamiast zwykłego okna są drzwi balkonowe prowadzące na taras i zejście do ogródka. Taras powstał chyba jeszcze w latach 70-tych. Teraz jeden z naszych sąsiadów wszedł w konflikt z właścicielami tegoż mieszkania (nawiasem mówiąc nie jest to jedyny incydent z udziałem wspomnianego sąsiada). Sąsiad jest krewki, pamiętliwy i niestety krótkowzroczny, i napisał donos do konserwatora zabytków o samowoli budowlanej. Czy to była samowola budowlana trudno powiedzieć, bo przecież ten stan trwa od kilkudziesięciu lat, kiedy kamienicą zarządzało jeszcze miasto, mieszkanie przeszło w ręce kolejnych osób, a poprzedni właściciele już nie żyją. Natomiast konsekwencje donosu mogą być dla całej wspólnoty bardzo dotkliwe, bo konserwator może nawet wstrzymać wydanie decyji dot. remontu elewacji do czasu wyjaśnienia sprawy rzekomej samowoli czyli na kilka ładnych lat. W tym czasie przepadnie nam kredyt i uzyskana premia remontowa. Zwykle polskie piekiełko.
Trzeba więc spotkać się z Panią konserwator i wyjaśnić naszą sytuację, prosząc o niewstrzymywanie decyzji. Ja jestem dobra w twardych argumentach, a moja koleżanka z zarządu wspólnoty jest ode mnie o niebo lepsza w relacjach interpersonalnych. Tak więc to ona dzwoniła do urzędu umawiając nasze spotkanie. Pani konserwator na spotkanie się zgodziła, co więcej powiedziała, że przekonaliśmy ją naszymi argumentami i dowodami co do koloru elewacji, ale na spotkanie mamy się przygotować w kolejnych tematach m.in. jaki był cokół. O mamma mia, to przecież powinna być praca konserwatora zabytków!!! Obecnie cokół jest wykonany z lastriko, a w projekcie zaproponowane zostały płytki klinkierowe charakterystyczne dla budynków modernistycznych. Żadna dokumentacja zdjęciowa, na której byłoby to widoczne, nie jest nam znana i chyba Pani konserwator również nie, skoro nam to zleca. Najpierw zadzwoniłam do naszej nieocenionej p. Ani konserwatorki malarstwa, która w dzieciństwie mieszkała w naszym domu. Pani Ania powiedziała, że nie pamięta jaki był cokół, ale pamięta że na pewno nie było to lastriko. Potem podreptałam oglądać cokół i znalazłam małą wyrwę.



Pod spodem była cegła, ale bardzo zniszczona. Wychodząc z podwórką przepuściłam w furtce starszą Panią i jakiś impuls kazał mi zawrócić za nią i spytać o zdjęcia. Pani powiedziała, że żadnych starych zdjęć nie ma, bo wszystkie spłonęły w Powstaniu Warszawskim, ale pamięta że cokół był z czerwonej cegły, ułożonej z dużymi odstępami i mocno wysuniętej poza lico budynku. Na tyle wysuniętej, że jako dziecko stawiała na tym cokole babki z piasku. Prawdę mówiąc, nie wiem jak to mogło wyglądać, ale jeśli cokół był tak wystający, to musiał zostać obtłuczony przed położeniem lastriko. Czy uda mi się dowiedzieć coś więcej do czwartku? Zobaczymy. Na pewno dam wam znać jak poszło spotkanie z konserwatorem zabytków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz