Była końcówka lata. Siedziałam sobie w pokoju przy otwartym oknie i wciąż słyszałam szum płynącej wody. Sprawdziłam wszystkie krany w domu i w ogródku, wszystko pozakręcane. Więc to pewnie u sąsiadów. Na wszelki wypadek poprosiłam administrację o sprawdzenie zużycia wody. Było w normie. Jednak, gdy przez kolejne dni wciąż słyszałam szum wody, siedząc przy otwartym oknie, a także relaksując się w ogródku, zaczęłam mieć podejrzenia. Sprawdziłam licznik wody ogródkowej: kręcił się jak szalony.
Koniec końców, zawór główny został zakręcony i wyschło źródełko w ogródku. 😉 Nadchodziła jednak już jesień i podlewanie ogródka nie było konieczne, więc odłożyłam naprawę na zaś. Wiosna w tym roku nadeszła późno, ale kiedy już przyszła, przypomniałam sobie, że nie mam jak podlewać roślin. Wąż odpadał i musiałam biegać z konewką do kuchni po wodę. Był już najwyższy czas na usunięcie awarii. Okazało się, że takie awarie zdarzają się u nas nagminnie, a przyczyną jest zużycie automatycznych odpowietrzników. I tak miałam szczęście, że szybko się zorientowałam, bo niektórym przychodzi płacić kilka tysięcy za wodę.
W takiej oto plastikowej skrzyneczce ukrywał się zawór wody |
Skoro już trzeba odkopywać rury, to może czas na większe zmiany? W naszych ogródkach, zawory wody zostały umieszczone w plastikowych skrzynkach wkopanych w grunt. Skrzynki niby zielone, ale to nie taka ładna roślinna zieleń tylko jadowita zieleń plastikowa. Niezbyt to było estetyczne. Na dodatek również zupełnie niepraktyczne. Nawet, żeby nalać wodę do konewki musiałam podłączać wąż ogrodowy. Za każdym razem skłon, no bo zawór poniżej powierzchni ziemi, a kręgosłup przecież nie z gumy. Postanowiłam więc wrócić do starego modelu kranu ogrodowego na sztycy. Ot zwykła rura wystająca z ziemi. Oczywiście można kupić eleganckie słupki ze stali nierdzewnej, granitu czy dekoracyjnego betonu, ale zupełnie nie pasują stylem do mojego ogrodu, a kosztują niemało. Po zamontowaniu podrasowałam mój kran, malując go na czarno. Ledwo pomalowałam, gdy spadł ulewny deszcz. W efekcie mam pięknie postarzony czarny hydrant. 😁 Pod kran trafiła podarowana mi niedawno stara makutra. Zawsze trochę wody chlapnie przy nalewaniu do konewki. Szkoda ją tracić.
Skoro ujęcie wody w nowym anturażu, to może jeszcze jakieś zmiany? W tym roku nie robiłam żadnych planów ogrodowych. Wystarczyły mi te zeszłoroczne (co było, co będzie), które w dużej mierze, nie zostały zrealizowane. Może więc z rocznym opóźnieniem, pora wziąć się za nie? Przy okazji prac ziemnych musiałam przełożyć zgromadzony przy ścianie łupek, który pozostał mi z układania murku. Całkiem sporo go miałam. Więc wyciągnęłam wszystko i wzięłam się za układanie kamiennej opaski oddzielającej rabaty od trawnika
Nowa kamienna opaska wokół rabat |
i murku stabilizującego pagórek, na którym rośnie klon palmowy.
Przy klonie palmowym powstał niziutki murek. Jak Wam się podoba klon w kształcie parasola? |
To z kolei wymusiło na mnie cięcie klonu. Klon palmowy [Acer palmatum] w odmianie 'Emerald lace' rośnie u mnie wspaniale. Jest gęsty i dorodny. Konary spływały w dół tworząc zieloną szczelną kopułę i zajmując coraz więcej miejsca. nie sposób było ułożyć murek bez przycięcia klonu. Bardzo dobrze mu to zrobiło, a jeszcze lepiej ogródkowi. Zamiast kopuły jest parasol. 😀 Pod klonem zrobiło się dużo jaśniej i już mam pomysł, co tam posadzić.
Pod nóż trafił również dereń kousa [Cornus kousa]. Regularnie przycinam mu dolne gałęzie i formuję na zgrabne drzewko z odsłoniętym pniem. W zeszłym roku uniknął cięcia z powodu kwitnięcia. W tym roku było już konieczne, ale zaplanowałam cięcie po opadnięciu kwiatów. Tymczasem nie zakwitł w ogóle. Długo czekałam, ale w końcu go ciachnęłam.
Podkrzesany dereń kousa |
I na tym koniec drobnych zmian. Jak widzicie, nie była to żadna rewolucja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz