Bardzo lubię paprocie, a one chyba lubią ogródek podwórkowy. Miejski teren zabudowany ze wszystkich stron, z nie całkiem dobrze działającym odwodnieniem, dał w rezultacie miejsce cieniste i wilgotne. Dobrze tu rosną różaneczniki i azalie, niesamowicie rozrastają się funkie, mech czuje się jak w domu i dla paproci to również idealny zakątek.
Większość paproci posadziłam ja, ale jest i taka, która sama do mnie przywędrowała.
Jako pierwszy w podwórkowym pojawił się pióropusznik strusi [Matteucia struthiopteris]. Tę paproć dostałam od siostry, ale nie wiedziałyśmy wtedy, jaki to dokładnie gatunek. Zdradził ją liść zarodnionośny. To najbardziej efektowna paproć w moim ogrodzie. Jest naprawdę okazała i szybko rozmnaża się za pomocą podziemnych rozłogów. Ze względu na mały areał nie mogę jej na to pozwolić więc już kilka roślin potomnych opuściło podwórkowy. Moja znajoma, która nie narzeka na brak miejsca, posadziła pióropuszniki w rzędzie i ma naprawdę spektakularny widok. Najbardziej lubię moment, gdy liście nie są do końca rozwinięte i mają postać pastorałów. Oczywiście chodzi o liście będące trofofilami czyli zaopatrujące roślinę w substancje odżywcze. Druga postać liści sporofile, pojawiają się dopiero pod koniec lata, ale za to pozostają na całą zimę. Niestety, ponieważ są prawie czarne, wyglądają dość posępnie. W zasadzie nie muszę nic przy tej paproci robić. Jedynie jest problem ze ślimakami, które choć wolą sąsiednie funkie, to paprocią też nie pogardzą. W Polsce pióropusznik strusi podlega ochronie.
Drugą z paproci dostałam od Julii - mojej sąsiadki. Kupiła, bo jej się podobała, ale nazwy paproci nie znała. Rozmnożyła się jej w ekspresowym tempie i w rezultacie ja też dostałam sadzonkę. Wydaje mi się, że to onoklea wrażliwa [Onoclea sensiblilis L.]. To nie jest bardzo wysoka paproć, raczej średnia - dorasta do ok. 60 cm. Również jest duomorficzna: liście asymilacyjne są zielone, a liście zarodnionośne są brązowe i sztywne. Te zielone liście mają bardzo ciekawy kształt i to one zwróciły moją uwagę. Jednak roślina nie jest tak zjawiskowa jak pióropusznik, bo tworzy luźne kępy. Nadaje się za to znakomicie jako "wypełniacz" rabat, szczególnie ze względu na swoją jasnozieloną barwę. Jak pisałam rozrasta się ekspresowo więc trzeba pilnować, żeby nie zdominowała sąsiednich roślin.
Teraz pora na dwa gatunki, których jestem pewna, bo kupiłam je w sklepach ogrodniczych. Jednym z nich jest wietlica japońska [Athyrium niponicum] odmiana 'Ocean's Fury'. Jej losy w moim ogródku były bardzo zawiłe. Najpierw długo ją wyszukiwałam i po posadzeniu troskliwie pielęgnowałam. Pięknie się u mnie rozrosła. Nawet za pięknie, bo zaczęła mi trochę zawadzać i dostała eksmisję na Żoliborz, o czym pisałam w tym poście Jednak Żoliborz to były zbyt ekstremalne warunki jak dla niej. Jeden rok z trudem przeżyła, ale kolejny byłby jej ostatnim. Więc wróciła do podwórkowego i przechodzi rekonwalescencję. Bardzo ciekawe są zakończenia liści tej paproci. W opisie pewnego sklepu internetowego zostały określone mianem "intrygującego grzebienia". 😀 Wybrałam tę paproć ze względu na srebrzysty kolor liści. Jednak taki kolor wymaga odpowiedniego sąsiedztwa, wciąż zastanawiam się jakiego. W każdym razie w cieniu, przy srebrzystej jodle, paproć wyglądała smutnie.
Lubię rośliny zimozielone, które ożywiają ogród nawet zimą. Nie mogło więc w podwórkowym zabraknąć zimozielonej paproci. Kupiłam najpopularniejszą czyli języcznika zwyczajnego [Asplenium scolopendrium]. To nie jest duża paproć. Liście podobno dorastają do 60 cm, ale u mnie pewnie mają 30. Niestety posadziłam ją niefortunnie z tyłu za roślinami, które po rozrośnięciu się całkowicie ją zasłoniły. Ta paproć nie rozrasta się w oszałamiającym tempie, a na dodatek lubią ją opuchlaki, zresztą sadzonka też nie była imponująca. Bałam się ją przesadzać, żeby nie stracić rośliny i odważyłam się dopiero zeszłego roku, gdy kępa była już spora. Podzieliłam roślinę mateczną na 2 mniejsze. Jedną sadzonkę zostawiłam w dotychczasowym sprawdzonym choć niewidocznym miejscu, a drugą z przodu rabaty. Obie przeżyły choć w poprzednim roku prezentowały się jeszcze marnie. W obecnym nabrały wigoru, szczególnie ta w nowym bardziej doświetlonym miejscu. Młode liście języczników są takie piękne: żywo zielone i błyszczące, jak wypolerowane. Chciałabym stworzyć skupisko kilku roślin.
Wędrownik, który przybył do mojego ogrodu, to prawdopodobnie nerecznica samcza [Dryopteris filix-mas]. W Polsce jest to najbardziej popularna paproć, rośnie w lasach na terenie całej Polski i wielu ogrodach. W jej przypadku liście płonne i zarodnionośne nie są zróżnicowane. W dobrych warunkach daje samosiew, co wskazuje na to, że na terenie naszego osiedla ma doskonałe warunki. Została posadzone w ogrodzie osiedlowym i pięknie się tam rozrasta, a przy okazji sieje na około. U mnie pojawiła się w kilku miejscach m.in. w miejscu bardzo zacienionym, pod koroną klony palmowego. Cieszę się z tego niezmiernie, bo taki ciemny kąt jest trudny do zagospodarowania. A propos nazwy: nerecznica czy narecznica? Najpierw wydawało mi się, że narecznica, bo lepiej brzmiało. Potem mi wyjaśniono, że nerecznica, bo od nerkowatego kształtu kupek zarodni. Jednak ostatnio spacerując po ogrodzie botanicznym na tabliczkach znalazłam znów nazwę narecznica. I bądź tu człowieku mądry! W końcu wyczytałam, że jest to efekt błędu drukarskiego w wydanej w 1953 roku książki "Rośliny polskie", za którą nazwa narecznica była powielana w innych opracowaniach. Zwykły błąd, a tyle zamętu.
To tylko pięć paproci, a do wyboru jest tyle pięknych i ciekawych gatunków i odmian. Wciąż nachodzi mnie chętka, żeby dokupić jakiś kolejny egzemplarz. Jednak rozum podpowiada, że wystarczy, że zbyt dużo gatunków wprowadzi tylko chaos. Tak więc poprzestanę na tych, które mam.
Przy okazji pisania tego artykułu trafiłam na stronę: ilustrowany-spis-paproci. Bardzo pomocne opracowanie. Polecam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz