Tegoroczna zima była normalna. Normalna czyli mroźna, śnieżna i dość długa. Nie była ekstremalna, nie padły żadne rekordy mrozów. Spadł także śnieg, więc rośliny miały zimowe przykrycie. Spadło go tyle, ile trzeba: nie za dużo i nie za mało. Nie było na dodatek (przynajmniej w Warszawie) majowych przymrozków. Czyli wszystko powinno być ok. Jednak straty w ogrodach są znaczne. Jedyne, co mi przychodzi na myśl to rozhartowanie się roślin. Odkąd tu zamieszkałam zimy były wyjątkowo łagodne lub nie było ich wcale, a ładnych parę lat już tu mieszkam.
Nie będziemy też z siostrą obchodzić święta kwitnącej wisterii. Zresztą spójrzcie sami.
Tak kwitła wisteria w latach poprzednich |
A tak w tym roku 😞 |
Zrobiłam obchód ogrodu osiedlowego. Rabaty z szałwiami są przetrzebione. Została ich pewnie połowa. Oberwały też zawilce japońskie, głównie te z brzegu rabaty. Środkowe rośliny, przetrwały. Również trawy (wydaje mi się, że to rozplenice) powymarzały. Widać całe suche kępy.
Najbardziej zadziwiające jest to, że część roślin uważana za wrażliwe, przetrwała bez szwanku. Pięknie zakwitły magnolie, różaneczniki i azalie. Mój ostrokrzew ma mnóstwo nowych przyrostów i nie widać żadnych uszkodzeń liści. Podobnie dereń kousa i klon palmowy. Bardzo mnie to cieszy.
A jak się miewają po zimie Wasze ogrody?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz