środa, 24 października 2018

Mania zagrabiania

Przyszła jesień i czas na uporządkowanie ogrodu i przygotowanie go do zimy. Jeszcze kilka lat temu nie miałam wątpliwości - najważniejsze jest uprzątnięcie liści. Regularnie zgrabiałam je więc z trawnika, pracowicie wybierałam z rabat ściółkowanych korą. W końcu zadałam sobie pytanie:
Grabić czy nie grabić?


Poczytałam, wyedukowałam się i jestem już mądrzejsza.

Grabić:
- z trawnika, żeby zapewnić dostęp światła i żeby trawa nie gniła,
- jeśli pochodzą z rośliny zaatakowanej przez choroby grzybowe lub szkodniki zimujące na liściach,
- z chodników i ścieżek żeby się nie poślizgnąć,

Zostawić:
- na rabatach bylinowych i pod krzewami liściastymi, bo tam nie zaszkodzą,
- na tychże rabatach, żeby użyźniły glebę, 
- dla okrycia  na zimę roślin wrażliwych na mróz i młodych sadzonek,
- jako schronienie dla organizmów glebowych i źródło pożywienia dla ptaków,

Co zrobić z zebranymi liśćmi?
- przekompostować, jeśli mamy kompostownik (ja nie mam i mieć nie za bardzo mam gdzie)
- zrobić ziemię liściową zostawiając w przekłutych workach z dodatkiem wody, mocznika lub obornika,
- oddać jako odpad zielony.


A jaka jest warszawska rzeczywistość?

W Warszawie albo grabią na potęgę aż do gołej ziemi nawet tam gdzie nie ma trawy, albo nie grabią w ogóle. Oczywiście są wyjątki, ale zasada niestety taka. Całe to moje dzisiejsze pisanie sprowokowały porządki przy żoliborskiej kamienicy. Tam niestety grabią choć trawnika nie ma w ogóle. W efekcie zgrabiania każdego listka i gałązki, przy braku nawożenia, ziemia jest sucha i jałowa. Grabienie odbywa się niestety bardzo gęstymi metalowymi grabiami i przy okazji wyrywane są świeżo posadzone przez mnie roślinki, a wory z liśćmi zostały rzucone właśnie w miejscach nowych nasadzeń. Ręce mi opadają.Więc zaplanowałam akcję naprawczo-edukacyjną. Worki zostały już przestawione, część odłożyłam na bok, żeby zrobić ziemię liściową. Porozmawiałam z panem, który zajmuje się porządkami na podwórku i spotkałam się ze zrozumieniem. On nie ma nic przeciwko zaprzestaniu tego niecnego procederu, nawet się ucieszy, bo będzie miał mniej pracy. Obawia się tylko reakcji swojego pracodawcy czyli miasta, bo teren jest miejski. Na wszelki wypadek rozwiesiłam jeszcze kartki informacyjne z prośbą o pozostawienie liści na ogrodzonym obszarze.

Skoro już piszę tak jesiennie, to na koniec pochwalę się jakimi darami jesień mnie obdarzyła:



Już od tygodnia mam w domu przetwórnię owocowo-warzywną. 😉 Grzyby już dawno przerobione: część ususzona, część zamarynowana, a część zjedzona w postaci pysznego krupniku grzybowego 😀
Pigwa musiała poczekać aż uporamy się z grzybami, ale i na nią przyszła pora. To co widać na zdjęciu to ledwie połowa zbiorów. Zabrakło mi już małych słoików na przeciery więc teraz pakuję w jakiekolwiek. Nalewka też już się maceruje w wielkim słoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz