Wiosna to taka pora roku, gdy cień i światło tworzą szczególnie piękne obrazy. Nie są to pojedyncze wyrażne kreski jak cień bezlistnego konaru na białym śniegu zimą. Nie są to też duże plamy cienia od pełnego listowia jak latem i wczesną jesienią. Na gałęziach pojawiają się delikatne listki, pąki kwiatów i cienie tworzą piękne rysunki. Dziś podziwiałam grę światła w ogrodzie botanicznym UW. Pogoda była idealna - ani jednej chmurki. Obiekt do oświetlania wymarzony - kwitnące magnolie.
Zgodnie z definicją znalezioną na wikipedii światłocień to technika malarska polegająca na różnicowaniu natężenia świtała i eksponowaniu jego kontrastów. Światłem dkreśla się główne elementy kompozycji. Chyba nie macie wątpliwości, jaki jest główny element tej kompozycji.
Ale światłocień to też po prostu relacje między światłem i cieniem. W pochmurny dzień świat wydaje się bardziej płaski, nudny i przyszarzały. To światło wydobywa pełnię barw, ale jak jest światło jest i cień. Spójrzcie jak wyglądają pąki tej samej magnolii, gdy są w słońcu, a jak w cieniu. Jak różna jest barwa liści w zależności od oświetlenia.
Kontrast między światłem i cieniem daje wrażenie trójwymiarowości i podkreśla kształty obiektów.
Jak pewnie zauważyliście, nie tylko magnolie fotografowałam. Pochyliłam się nad kobiercem barwinka (o takim marzę przy żoliborskiej kamienicy), spojrzałam w górę na młode liście drzewa nade mną i zwróciły moją uwagę koralowe kwiatki pigwowca (?).
Jeśli się mylę, niech ktoś mnie poprawi. Żegnam się jednak magnoliowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz