Nie ma niebieskich róż. Mogą być ewentualnie zafarbowane na niebiesko. To podobno kwestia genetyki i braku u róż niebieskiego barwnika - delfinidyny. Bywają za to takie fioletowe czy liliowe wpadające w odcień niebieski. Właśnie w moim zaogródku zagościła najbardziej niebieska z tych prawie niebieskich róż czyli odmiana Rhapsody in Blue.
Tym razem wcale nie goniłam za oryginalnością, chyba wyleczyłam się z tego od czasu gdy nie przeżyła zimy moja fuksja magellańska. Zadecydowały zupełnie inne względy. Przede wszystkim szukałam róży do półcienia. Chciałam, żeby była dosyć wysoka choć nie pnąca się na 3 m i niezbyt rozłożysta, bo miejsca w moim ogródku dużo nie ma. W ten sposób znalazłam niebieską rapsodię, a gdy przeczytałam że jest bardzo odporna na choroby grzybowe, to decyzja zapadła.
Różyczka przyjechała do mnie w zeszłym tygodniu, a że była kopana z gruntu musiałam ją czym prędzej wsadzić. Zajęła miejsce szczepionej wierzby iwy, która wciąż łapała mączniaka. Po posadzeniu róży zaczęło padać i pada tak od kilku dni więc warunki do przyjęcia się ma idealne.
Róża nie będzie cięta, ma rosnąć wysoko w górę. Żeby miała się na czym podeprzeć i nie rozłaziła na boki już zamówiłam u mojego szwagra - hobbysty ślusarza metalowy obelisk. Jego to właśnie autorstwa są 2 podpory dla powojników.
Póki co niebieska rapsodia wygląda niepozornie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz