Nie, nie, nie ! Wcale nie mam planów macierzyńskich. Za to ogrodnicze jak najbardziej. Czyż nie jest to mały cud, że z niepozornego patyczka będzie nowa piękna roślina.
Dwa lata temu zabrałam się za rozmnażanie roślin po raz pierwszy. Z wielkim zapałem wysiałam nasionka mojej ulubionej lobelii, potem podlewałam, okrywałam, chuchałam. Roślinki ładnie wzeszły i zaraz potem coś je zjadło. 😞 Posadziłam je po prostu w zwykłej ogrodowej ziemi, a nie w specjalnej, jałowej do siewu. Po tym pierwszym niepowodzeniu cała ochota na wysiewy mi przeszła.
Minął rok, stoiska z nasionami omijałam wielkim łukiem, ale w grudniu obcięłam bluszcz przedzierający się od sąsiadów przez ogrodzenie, przyozdobiłam nim świąteczny wianek, a resztkę wsadziłam do wazonu. Wiosną wazonowy bluszcz miał już ładne korzenie i posadziłam go pod betonowym ogrodzeniem w ogródku osiedlowym. Całkiem o nim zapomniałam, a gdy w końcu sobie przypomniałam, okazało się że wszystkie 3 sadzonki miewają się całkiem dobrze. Tak wyglądają dzisiaj:
Ośmielona zdecydowałam się więc na mały eksperyment z trzmieliną, szczególnie że podobno jest to łatwa roślina do rozmnażania. Kawałki gałązek powtykałam do ziemi w doniczce i skrzynce. Cześć sadzonek uschła, część zieleniła się nadal. Niestety nie mam gdzie ich przechować zimą więc zostały po prostu na dworze, jedynie pojemniki opatuliłam gąbeczka i matą. Wszystkie sadzonki zimą przemarzły. Trudno. Ziemie postanowiłam wyrzucić, a doniczkę wykorzystać do nowych sadzonek. Tymczasem okazało się, że bezlistne patyczki mają całkiem spore korzonki. Dałam im więc szansę, choć nie liczę bardzo na wskrzeszenie małych trzmielinek. Wyglądają marnie, co nie?
W tym roku szał rozmnażania ogarnął mnie na całego. Objął półkę nad kaloryferem, zajął podłogę przy oknie balkonowym. Codziennie chodzę oglądać moje sadzonki. To nie rokuje dobrze: gdy dbam o sadzonki - nic mi nie wychodzi, gdy o nich zapominam - ładnie się przyjmują. Próbuję teraz rozmnożyć hortensje bukietowe, bukszpan i trzmielinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz