Niestety chyba coś jednak mu się stało, bo po chwili położył się na boku. Ja tymczasem dokonywałam identyfikacji w necie i potwierdziłam pierwszą opinię Taty - dzięcioł, a dokładnie wydaje mi się że jest to dzięcioł średni. Potem zadzwoniłam do eko-patrolu Straży Miejskiej. Mieli zjawić się po mojego ptaszka za 3 godziny. Dzięcioł sobie leżał w pudełku, ja czytałam książkę, gdy przeleciały skrzecząc wrony. Biedaczek wyskoczył z pudełka, doczłapał się do najbliższych roślinek i ukrył w zaroślach. Ucieszyłam się, że może jednak nic mu nie jest, bo taki zrobił się rześki, ale to chyba zadziałała adrenalina a raczej jakiś specjalny ptasi hormon, bo w krzaczkach również przewrócił się na bok i leżał.
Nie chciałam go dodatkowo stresować więc już go stamtąd nie wyciągałam. Powoli zaczęło zmierzchać i robić się chłodno, ale postanowiłam czuwać, żeby wrony czy koty nie zrobiły mu krzywdy. W końcu dostałam telefon. Dzięcioł znów powędrował do pudełka, ja z pudełkiem powędrowałam do panów z eko-patrolu, a panowie strażnicy mają zawędrować do ptasiego azylu w ZOO.
Na koniec niewyjaśniona zagadka:
- Skąd on się w ogóle wziął? Spadł tuż koło bloku, gdzie nie ma żadnych drzew z ewentualnymi gniazdami czy dziuplami. Czyżby kolizja z oknem?
Trzymaj się ptaszku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz