Leże
i kwiczę. Prawie kwiczę, bo wszycy już śpią i kwiczeć buzią
nie mogę, więc kwiczę w myślach. Kwiczę bo mój kręgosłup daje
mi znać, że 2 dni w pozycji w kucki lub na kolanach lub dźwigając
płyty, worki, donice etc. to już dla niego za dużo. A wszystko
dlatego, że przez 2 dni robiłam rewolucję w przedogródku. Niby
miała być ewolucja czyli uzupełnienie kilku brakujących elementów
z wymyślonego zimą projektu, ale wyszła z tego straszna rewolta.
Gdy dziecko wróciło wieczorem, z weekendowego wyjazdu,
poinformowałam ją na wstępie, że ogródka już nie mamy. Potem co
prawda sprostowałam, że nie mamy trawnika, ale mieć będziemy
jeśli zachce mu się urosnąć. Mamy za to 8 nowych bukszpanów, 3
razy większych niż te po drugiej stronie róży więc wygląda to
komicznie. I chyba posadziłam je za blisko murku. Tak się starałam
żeby oszczędzić cebulki wiosenne, że jest za blisko. Trudno –
mój kręgosłup więcej nie zniesie. Są jeszcze liliowce: 3 rdzawe
i 3 miniaturowe. Posadzone w cieniu choć tolerują jedynie półcień,
ale trudno niech sobie radzą. Nawet nie wymagam, żeby bardzo kwitły
wystarczy, że będą zielonymi kępami (w cieniu ogrodnik
pokornieje). Mamy też 5 mikrych przylaszczek, na które liczę w
przyszłym roku i nowe epimedium – Orange Konigin. Pokładam w nim
wielką nadzieję, bo moje śliczne epimedium pstre chyba wykończyłam
przy próbie podziału. Mam też trochę więcej kamyków, ale
jeszcze nie tyle ile ma być.
To
może czas na to czego nie ma. Nie ma trawnika, ale ma być i ma być
śliczniejszy, mocniejszy i ma lubić cień. Nie wiem co z tego
wyjdzie, bo stosowaliśmy metody chałupnicze: wertykulator zamiast
glebogryzarki, buty zamiast walca do wałowania, ale nasiona trawy
były właściwe – trawnik shadow. Teraz 10 burych dni czekania na
zieloną mgiełkę.
Nie
mam piórkówki. W moim kąciku trawiastym było jej zdecydowanie
zbyt cieniście (nie chciała skubana kwitnąć) i zbyt mokro
(zaczęła wygniwać). Teraz czeka na lepsze czasy czytaj inne
ogrody.
Nie
mam też baptysji. Baptysja słoneczna roślina, ale tu się nie
poddaję. Została wyeksmitowana do zaogródka niech tam próbuje
sił. Nie mam też niestety inkarwilli. Pierwsza zima i nie przetrwała
– zbyt duży mróz i zbyt wilgotnie.
Na
szczęście nie ma też całych połaci mchu :)
Tak wyglądał przedogródek w trakcie bitwy (teraz wygląda niewiele lepiej):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz