Jesienią lubię wszelkie odcienie żółtego, czerwieni czy brązu. Właściwie tylko jesienią, ale za to bardzo intensywnie. 😀
Układam w wazonach żółte kwiaty, ozdabiam ogród pomarańczowymi dyniami i nawet tak się ubieram.
Co ciekawe, to wcale nie są moje ulubione kolory, ale jesienią mam na nie nieodpartą ochotę.
Dlaczego?
Może próbuję się upodobnić do barw natury.
Może chcę tak zastąpić słoneczne światło, gdy dni coraz krótsze i szare.
A może, ubierając się w ciepłe barwy, wydaje mi się, że w ogóle jest cieplej.
Może słoneczne barwy są moim remedium na szarą i coraz smutniejszą polską rzeczywistość.
W pozostałe pory roku nie przepadam za żółto kwitnącymi roślinami, ale jesienią naprawdę je lubię. Takie małe słoneczka ogrodowe. Uwielbiam jesienne pejzaże, w tym roku niestety tylko miejskie, ale niemniej kolorowe (a może nawet bardziej?) Jeszcze tylko rzut oka za okno
wychodzę z domu
i zapraszam na spacer, taki codzienny - ulicami i osiedlami.
Często wybieram "dzikie" trasy, nieuładzone. Jeszcze trochę takich jest, najczęściej wzdłuż torów, w okolicy starych magazynów, na obrzeżach zabudowy. Tu jeszcze są wydeptane ścieżki, powalone konary, nie sprzątane przez nikogo liście. 😀
Mam również swoje ulubione osiedla. dostępne dla wszystkich choć wypielęgnowane, starannie skomponowane, z wyszukanymi gatunkami i odmianami roślin ozdobnych. Są dla mnie inspiracją i podglądam je we wszystkie pory roku.
Ulice też bywają barwne. Krzewy przyuliczne zdobią różnobarwne owoce, a drzewa "płoną".
Dziś po południu zaczęła się wichura. Liście fruwały w powietrzu jak żółte ptaki. Jutro będzie ich na drzewach o połowę mniej, a złoty dywan na ziemi dwa razy grubszy. Za tydzień, może dwa spektakl się skończy. Podziwiajmy go, póki trwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz