Wróciłam! Wróciłam z kolejnej podróży do .... Wcale nie napiszę, bo to będzie super zabawny post na następny raz. Tymczasem całkowita zmiana tematu. Nie ogródki, nie podróże tylko robótki ręczne. 😃
Oficjalnie oznajmiam, że po 9 miesiącach, zakończyłam remont małego mieszkanka na Woli. Normalnie jak ciąża!
Pierwsza ekipa to niestety był totalny niewypał. Potem wszedł sprawdzony fachowiec "złota rączka", ale niestety naprawa fuszerek po poprzednikach i sprowadzanie zagubionych przez nich części, trochę trwało. Gdy już prawie wszystko było zrobione, sąsiadka z góry miała awarię pralki i zalała moje świeżo wyremontowane mieszkanko. Najpierw kilka tygodni osuszania i potem kolejny remont.
Mój udział w remoncie był całkiem znaczny. Wzięłam na siebie wyremontowanie wszystkich drewnianych elementów w domu tj. : parapetów, drzwi z futrynami i podłóg. Ten post poświęcam drzwiom, ale obiecuję, że będą kolejne posty remontowe. 😉
Gdy jeszcze przed kupnem, oglądałam mieszkanie, postanowiłam uratować wszystkie oryginalne elementy mieszkania, jakie się tylko da. Oryginalne czyli z lat 50-tych (wtedy budynek został wybudowany) były drzwi: drewniane, kasetonowe, pokryte "milionem" warstw różnych farb.
Tak wyglądały przed renowacją.
O tym milionie jeszcze nie wiedziałam, ale wkrótce to odkryłam. Uzbrojona w opalarkę, szpachelki, zabrałam się za zeskrobywanie starej farby. Chyba nawet polubiłam tę robotę. Na dworze było zimno, a u mnie sucho i cieplutko, bo i kaloryfery dawały czadu i opalarka też odpowiednio grzała. Łapki robiły swoje, a głowa bujała w obłokach. Tylko kręgosłup daje o sobie znać, jak przez kilka godzina stoi się i pochyla.
Drzwi były przez te kilkadziesiąt lat wielokrotnie malowane. Najgorsza do usunięcia była ostatnia, najstarsza farba. Zarówno skrzydła drzwiowe jak i framugi zostały wykonane z sosnowego drewna żywicznego i nawet po 60 latach, żywica przy podgrzaniu opalarką, nadal wyciekała. Trochę to utrudniało etap szlifowania. Ponadto na łączeniu desek były spore szpary. Najpierw próbowałam je zaszpachlować, były jednak zbyt duże i ostatecznie wszystkie szpary wypełniłam listewkami. To nie była łatwa ani szybka robota.
Drzwi pokojowe miały 2 szyby w kwiatowe staromodne wzory, a dolny kaseton był wypełniony sklejką. W drzwiach łazienkowych wszystkie kasetony były ze sklejki. Moja pierwsza koncepcja zakładała ich unowocześnienie i ujednolicenie poprzez wypełnienie wszystkich kasetonów jednolitym matowym szkłem, przy czym chciałam uniknąć wypukłych ramek. Ostatecznie tak zostały wykończone drzwi pokojowe. Mieszkanko ma być wynajmowane, więc bezpieczniej było zostawić pełne drzwi do łazienki.
Sporo zamieszania miałam też z zamkami i klamkami. W drzwiach zamontowane były zamki na klucz, ale nie było kluczy. Pokój nie musi być zamykany, ale do łazienki jakieś zamknięcie by się przydało. Obszukałam całe mieszkanie i nic. Potem z wymontowanym zamkiem powędrowałam na bazar staroci na Kole. Na kilku stoiskach mieli całe pudła z kluczami. Wypróbowałam wszystkich i nic! Pozostało tylko wymienić zamek, ale sporo zachodu kosztowało dobranie odpowiedniego rozstawu i głębokości. W zwykłych marketach budowlanych nie było szans na znalezienie odpowiedniego modelu i dopiero w sklepie specjalistycznym się udało. Z klamkami poszłam po najmniejszej linii oporu i kupiłam takie za rozetach, a nie na szyldach, żeby nie mieć problemu z rozstawem.
Ostateczny efekt jest taki.
Piękne! Zapisuję się do Ciebie na praktyki.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńBardzo się podoba!
OdpowiedzUsuń