Wcale nie mam małych dzieci - dziecię już pełnoletnie. Moi siostrzeńcy również już wyrośli z zabaw w piachu. Nie mam też gromady kotów, ba nie mam nawet 1 kota, dla którego potrzebowałabym tak wielkiej kuwety. Nic z tych rzeczy. Jest to po prostu ... spełnienie mojego małego marzenia.
Jeszcze zimą zaplanowałam okrągły taras w zaogródku.
Realizacja się trochę odwlekała, bo miałam dylematy logistyczne. Jak 360 kg płyt tarasowych przywieźć i dotransportować do mieszkania. U mnie nie ma dojazdu pod klatkę więc albo rozładunek 100m dalej przed klatką albo przez garaż (max. wysokość samochodu 2m) i dalej windą. Nie mam też zewnętrznego dojścia do ogródka - wszystko musi być transportowane przez mieszkanie.
Na początek znalazłam tarasik w satysfakcjonującej mnie cenie w sklepie internetowym. Zadzwonilam, wypytałam, dowiedziałam się że cena aktualna, najbliższe miejsce odbioru to Lesznowola pod Warszawą, zestaw płyt tarasowych jest tam dostępny od ręki, a wszystkie formalności załatwię na miejscu. Niestety transport od nich to ciężarówka z hbs i koszt prawie tyle samo co cena tarasu. Temat przedyskutowałam z kuzynem i szwagrem, którzy namawiali mnie żebym spróbowała na raty swoim miejskim samochodzikiem.
W końcu nadszedł ten dzień. W sobotę razem z dzieciem zapakowałyśmy się do naszego hyundaia. Na miejscu okazało się, że taras jest taki jak chciałam, ale cena zgoła inna. Telefon do sklepu internetowego i nagle się okazało, że w Lesznowoli można obejrzeć i można odebrać, ale zamówienie i płatność to u nich w sklepie. Ręce mi opadły, ale ostatecznie udało się i zakupiłam po ustalonej wcześniej cenie. Uff Czasu do zamknięcia było już mało, nie zdążyłabym obrócić na 2 razy, więc panowie zapakowali wszystko na raz. W końcu to tylko 360 kg jak 4 dobrze zbudowane osoby :) Już wszystko zapakowane do bagażnika i na tył samochodu, i wtedy sobie przypomniałam, że mój samochód jest tak inteligentny, że będzie się domagał zapięcia tylnych pasów. Znów przekładanie, żeby się do nich dostać i je pozapinać. W końcu ruszyłyśmy.
Już wcześniej zakupiłam wózek transportowy, który bardzo mi się przydaje przy wszelkich pracach budowlanych i ogrodowych. Przydał się i tym razem. Tylko 6 kursów garaż-mieszkanie i płyty wylądowały w ogródku.
Jeszcze tego samego wieczoru ułożyłysmy zewnętrzy krąg, żeby wyznaczyć miejsce i wyciąć obrys.
Zaczęła się harówka: musiałam usunąć darń i wybrać część ziemi. Ziemia została pracowicie przesiana przez skrzynkę - rzeszota nie posiadam.
Darń została wywieziona poza osiedle i ułożyłam przy chodnika a nuż się zakorzeni, a kamulce z przesianej ziemi wykorzystane do wyrównania dołu na pobliskim dzikim parkingu. Sąsiedzi patrzyli na mnie jak na wariatkę gdy krążyłam z moim wózkiem transportowym i pewnie pukali się w czoło widząc babę składającą starannie trawnik z kawałków na publicznym terenie.
Samochód po raz kolejny przeszedł próby udźwigu - tym razem tylko 100 kg żółtego piachu.
Piasek rozsypany musi poleżeć czas jakiś żeby osiąść, bo walca oczywiście nie mam. I już, to na tyle. Teraz czeka nas układanie i poziomowanie płyt i moje małe marzenie zostanie zrealizowane.